Przejdź do głównej zawartości

Iron Fist - Recenzja

 


Marvel po raz kolejny postanawia zmierzyć się z serialem o superbohaterze, który wykorzystuje swoje zdolności do walki ze złem. Tym razem mamy do czynienia z historią Danny’ego Randa, który powraca do Nowego Jorku, żeby odkryć tajemnicę dotyczącą jego przeszłości i wypadku, który zmienił jego życie.

Przez 13 odcinków obserwujemy jak Danny docieka prawdy i stawia czoła ludziom, którzy ciągle stają mu na przeszkodzie wypełnienia misji Iron Fista – likwidacji „Ręki”. Fani „Daredevila” znajdą tutaj więc wiele odniesień do historii z Hell’s Kitchen, bo na ekranie można oglądać ponownie niestrudzoną Claire Temple oraz madame Gao. Równocześnie Danny pragnie poznać, dlaczego doszło do wypadku, gdy był on jeszcze dzieckiem. Tutaj mam największy zarzut do tego serialu, bo przez większość czasu twórcy żonglują domysłami widza, kto jest właściwie głównym rywalem Iron Fista. Jeśli miało to wprowadzić elementy plot twistu, nie wyszło to najlepiej. Danny tyle razy powtarza mantrę o chęci zniszczenia „Ręki”, że pod koniec miałem już serdecznie dość tego wątku, który był kreowany jako główny. W tym momencie można zauważyć największą dysproporcję w stosunku do Daredevila. Tam „Ręka” została przedstawiona w sposób subtelny, klimatyczny, a informacje o tej organizacji dawkowano w sposób szczątkowy i intrygujący, dzięki czemu ta historia była ciekawa i wciągająca od początku do końca. W „Iron Fist” zostajemy zaatakowani praktycznie od początku lawiną informacji o „The Hand”, przez co ten wątek nie budził takiej grozy i nie miał zupełnie klimatu. 

Bohaterowie, którzy są przedstawieni w „Iron Fist” są powiązani z historią Danny’ego Randa. Poznajemy rodzinę Meachumów, na czele której stoi Harold oraz jego dzieci: Ward oraz Joy. Przez większość czasu nie wiemy po której stronie stoją ci bohaterowie – czy wspierają Danny’ego w znalezieniu prawdy czy chcą się go pozbyć. Ten sam dylemat mamy w przypadku przypadkowo spotkanej dziewczyny Colleen Wing, która po pewnym czasie zaczyna zawiązywać relację z Randem. Gdy okazało się, że nawet tutaj postanowiono na siłę wepchnąć plot twist – straciłem wszelką nadzieję, że ten serial chce pokazać coś nieszablonowego.
Mówiąc uczciwie, pierwsze cztery odcinki spowodowały, że zacząłem skłaniać się ku temu, że w końcu dostanę serial, który może stanąć w szranki z „Daredevilem”. Wtedy obserwujemy Danny’ego, o którym praktycznie nic nie wiemy, a jego zderzenie z cywilizacją po 15 latach zamknięcia w klasztorze naprawdę mnie zaciekawiło, bo można było oglądać produkcję o dość lekkim i przyjemnym przekazie z nutką tajemnicy w tle. W połowie sezonu niestety zaczyna się prawdziwa masakra. Serial zaczyna wchodzić w etap, gdy twórcy chcą przyspieszyć z akcją i zagęścić klimat. W tym miejscu muszę przyznać, że dialogi które wtedy się pojawiają, przysporzyły mnie jedynie o ból głowy i uczucie zażenowania. Odcinki są pełne głupich mądrości i truizmów, które mają brzmieć śmiertelnie poważnie, a w rzeczywistości brzmią jak wpisy z pamiętnika nastolatki czy wróżby z chińskich ciasteczek.

Postacie w serialu nie są również pomocne w zrozumieniu motywacji Iron Fista i chociaż w małym stopniu wciągnięciu się w tę historię. Kreacje Warda i Harolda Meachumów są mocno przerysowane, ale na szczęście wzbudzają jakiekolwiek emocje i przyciągają uwagę. Muszę się również przyczepić do wspomnianej wcześniej Claire Temple. W Daredevilu i Luke Cage’u sprawdziła się ona wspaniale i ciekawie urozmaicała tamtejsze zmagania superbohaterów ze złem. W „Iron Fist” ta postać została zdegradowana do roli ekspertki od „Ręki”, gdzie raz na jakiś czas rzuca jakiś groteskowy tekst, który kompletnie nie komponuje się z tym, co akurat widzimy. Wygląda, a przede wszystkim brzmi, tak kwadratowo i nienaturalnie, że mam wrażenie, jakbym oglądał „Klan”.

Żeby nie było tak gorzko, muszę powiedzieć o pozytywach, bo nie jest aż tak fatalnie jak to wygląda do tej pory. Należy pochwalić sceny walki (choć ich jest za mało!), bo są one zagrane i zrealizowane fantastycznie i był to jeden z tych elementów tego serialu, na którym bawiłem się wyśmienicie. Dynamika, różnorodność i fizyka walk mnie osobiście wgniatała w fotel, i mogę zaryzykować tezę, że były one równie dobre co w „Daredevil”. Historia, pomijając te nieszczęsne plot twisty, również trzyma się kupy i nie mogę powiedzieć, że się nudziłem oglądając „Iron Fist”. Postać Danny’ego Randa grana przez Finna Jonesa nie powala na kolana charyzmą, ale była bardzo poprawnie zagrana i nie przeszkadzała na ekranie. Boli jedynie fakt, że w rzeczywistości prawdziwa moc Iron Fista została w serialu ukazana tylko kilkukrotnie. Najbardziej wyróżnił się jednak Ward Meachum, który był dość charakterystyczną i niejednoznaczną postacią, która wprowadzała odrobinę mroku i dylematów w historię Iron Fista.

Podsumowując, „Iron Fist” jest serialem dużo gorszym od „Daredevila” czy „Jessici Jones” i stawianie ich w jednym szeregu jest krzywdzące dla dwóch pierwszych produkcji Marvela. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że poziom „Luke’a Cage” został jednak przeskoczony, bo gorszego serialu niż ten o kuloodpornym superbohaterze, po prostu nie dało się nagrać. Chociaż to marne pocieszenie, bo różnica między „Iron Fist” i „Luke Cage’m” jest niewielka, a to źle świadczy o tym pierwszym. Historię Danny’ego Randa da się polubić, dzięki efektownym walkom nie można się nudzić, ale wcześniej wymienione wady drastycznie redukują te pozytywy.

Gdyby nie te dialogi… Mam ciarki zażenowania, gdy sobie przypominam jakie teksty rzucano w tym serialu. Scenariusz pisała 10-latka? Potencjał był i na tym się skończyło.

Ocena: 5,5/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Anihilacja - Recenzja

Filmy wypuszczane przez Netflix nie cieszą się dużą renomą. Najczęściej są one przerostem formy nad treścią, a szumne zapowiedzi i trailery są jedynie mydlaną bańką, która pęka przy pierwszym kontakcie z widzem. Czy z "Anihilacją" było podobnie?  Lena wyrusza w pięcioosobowej grupie zwiadowczej na teren, który objęty jest niezbadaną i niezrozumiałą przez nikogo, destrukcyjną siłą. Mąż głównej bohaterki wyruszył tam na misję, ale wrócił z niej dopiero po roku. Jednak jego zachowanie odbiega od normalnego, a Lena postanawia znaleźć odpowiedź na to, co jest tego przyczyną. "Anihilacja" zabiera nas do magicznego świata, pełnego gęstej roślinności, przepięknych kolorów i niespotykanych stworzeń. Po obejrzeniu tego filmu dostrzegam przede wszystkim mistyczną aurę, która krąży wokół tej historii. Stykamy się bowiem ze środowiskiem, które jest obce człowiekowi - przerażającym, ale jednocześnie intrygującym. Wszystkie emocje odczuwane przez bohaterów film udzie

Najlepsi i najgorsi - TOP filmów 2018

Końcówka każdego roku to zawsze czas podsumowań tego, co zdarzyło się w mijających 365 dniach. Choć wkroczyliśmy już w rok 2019, to do oficjalnego zamknięcia tego poprzedniego, potrzebowałem jeszcze przygotowania rankingu najlepszych i najgorszych produkcji w 2018 roku. Co się kryje pod nazwą najlepszy i najgorszy? Już tłumaczę. Takie zestawienia ze względu na nałożone na nie ramy najlepszego lub najgorszego, zawsze wzbudzają emocje u innych. Film, który jest dla mnie arcydziełem z oceną 10/10, dla innego może być potężnym rozczarowaniem, o którym chce jak najszybciej zapomnieć. Działa to również w drugą stronę. Nie ukrywam, że nie jestem krytykiem filmowym i nie mam wykształcenia w tym kierunku, które pozwoli mi stanowczo odradzić oglądania jakiejś produkcji lub wyśmiewania kogoś, kto ma inne zdanie. Robię to czysto hobbystycznie i będzie widać to po tym wpisie. Prawdopodobnie mój ranking będzie jedynym w swoim rodzaju, ale lubię czasami iść pod prąd. Pod pojęciem "n

Avengers: Wojna bez granic - Recenzja

W końcu! Nowa część Avengers zawitała do kin i jak można było się spodziewać po produkcjach Marvela, podbiła ona serca zarówno widzów, jak i krytyków. Film bije rekordy popularności i notuje fantastyczne wyniki finansowe. Czy kogoś jednak to szokuje? Mieliśmy już okazję zobaczyć dwie części Avengers, ale żadna z nich nie kumulowała tak dużo bohaterów, których znamy z filmów solowych. Tym razem przeciwko grupie superbohaterów stanął nie lada przeciwnik - Thanos we własnej osobie, który poszukuje Kamieni Nieskończonności. Mają mu one zagwarantować nieograniczone możliwości i pomóc w zaprowadzeniu porządku na świecie. Avengers za wszelką cenę starają się przeszkodzić mu w realizacji jego zadania. Filmy superbohaterskie zostały niejako zaszufladkowane pod kategorię typowych filmów akcji i wymaga się od nich głównie rozwałki, wybuchów i widowiskowych efektów specjalnych. Avengers dostarcza tego wszystkiego pod dostatkiem, ale nie powinno to nikogo dziwić w 2018 roku, w erze tak r