Pół roku po premierze, ale w końcu zabrałem się za
obejrzenie hitowego serialu "Tabu". Byłem mocno podekscytowany
pierwszymi informacjami, które pojawiały się w kontekście tego projektu przed
premierą, bo sama tematyka bardzo mi odpowiadała, a i osoba Toma Hardy'ego
dawała dużo nadziei na świetny, końcowy produkt.
„Tabu” opowiada historię Jamesa Delaney’a, który wraca do
Londynu po kilku latach spędzonych w Afryce. Powoduje to niemałą konsternację
wśród społeczności i władz kraju,
ponieważ w wyniku śmierci jego ojca, James odziedzicza po nim sporne
politycznie i gospodarczo ziemie, Nootka. Rozpoczyna się walka o przejęcie tego
terenu, co prowadzi do użycia wszelakich środków do zdobycia jej. Stronami w
tym konflikcie są: Delaney, Korona Wielkiej Brytanii oraz Kompania
Wschodnioindyjska. Jednocześnie James musi uporać się z demonami przeszłości i
skonfrontować ze swoją siostrą, z którą łączy go burzliwa relacja.
Ten 8 - odcinkowy serial z całą pewnością nie stawia na wartką akcję i dynamiczne prezentowanie kolejnych wydarzeń. Każda scena jest tutaj dokładnie zaplanowana, zgłębiona i przeciągnięta do granic możliwości. "Tabu" większość swojego czasu poświęca na budowanie klimatu, rozwijanie postaci i powolne przesuwanie akcji do przodu. Brzmi jak nudny serial? Nic bardziej mylnego. W tym szaleństwie jest metoda. Choć przedstawione w fabule intrygi są czasami przewidywalne, a widz jest prowadzony za rękę ze wszystkimi wskazówkami, to format tej produkcji nadaje jej coś unikalnego. Po pierwsze - miejsce i czas osadzenia historii. XIX wiek i londyńskie, brudne miasto to idealna lokalizacja dla tak dziwnej i jednocześnie intrygującej fabuły. Mgliste, surowe i zdeprawowane miasto pełne przemocy, prostytucji i bezlitosnej walki o władzę, jeszcze bardziej pobudza wyobraźnię do wsiąknięcia w ten klimat. Kostiumy i scenografia to jest absolutna czołówka, jeśli chodzi o produkcje dotyczące tego okresu. Do zalet można również zaliczyć muzykę, która jest w niektórych momentach jedynie zwykłą melodią, graną za pomocą jednego instrumentu, a i tak robi to niesamowite wrażenie, i idealnie wpasowuje się w klimaty XIX - wiecznej Anglii. Zmorą takich produkcji jest zbyt ambitne podejście do odwzorowania czasów z poprzednich stuleci, ale "Tabu" nie popełnia tego błędu w żadnej scenie. Ani razu nie odniosłem wrażenia, że coś wygląda sztucznie czy nie pasuje do całokształtu.
Jednak najbardziej zaciekawiło mnie i wciągnęło w oglądanie kolejnych odcinków, umieszczenie w nim elementów magii, rytuałów i wizji. Jest to interesujące, ponieważ nie jest powszechnie znane i od zawsze budzi lęk u ludzi. W dodatku, co jeszcze bardziej wzniecało moją ciekawość, te kwestie nie zostały (jeszcze) wyjaśnione przez twórców serialu na przestrzeni tych 8 odcinków. Krąży więc nad tym pewna tajemnica, która nadaje historii pewien element mistycyzmu, a w "Tabu" wpasowuje się ona wybornie. Wizje głównego bohatera zostały zrealizowane w bardzo sprytny sposób, czerpiąc garściami z takich gatunków jak horror czy thriller i są pokazywane w najmniej oczekiwanych momentach. Dzięki ostrym cięciom nadano im jeszcze bardziej przerażającą formę, która nieraz spowodowała u mnie ciarki na plecach.
Jednak najbardziej zaciekawiło mnie i wciągnęło w oglądanie kolejnych odcinków, umieszczenie w nim elementów magii, rytuałów i wizji. Jest to interesujące, ponieważ nie jest powszechnie znane i od zawsze budzi lęk u ludzi. W dodatku, co jeszcze bardziej wzniecało moją ciekawość, te kwestie nie zostały (jeszcze) wyjaśnione przez twórców serialu na przestrzeni tych 8 odcinków. Krąży więc nad tym pewna tajemnica, która nadaje historii pewien element mistycyzmu, a w "Tabu" wpasowuje się ona wybornie. Wizje głównego bohatera zostały zrealizowane w bardzo sprytny sposób, czerpiąc garściami z takich gatunków jak horror czy thriller i są pokazywane w najmniej oczekiwanych momentach. Dzięki ostrym cięciom nadano im jeszcze bardziej przerażającą formę, która nieraz spowodowała u mnie ciarki na plecach.
Toma Hardy'ego przedstawiać nikomu nie będę, bo we wpisie o moich ulubionych aktorach już wystarczająco uznania wyraziłem dla jego dokonań. Nie powinien być więc nikt zdziwiony, że Hardy w "Tabu" czuje się jak ryba w wodzie. Ten facet jest stworzony do grania w filmach i serialach o takich charakterystykach, gdzie jego dbałość o szczegół po prostu sprawdza się fenomenalnie i później procentuje w atrakcyjności produkcji. W dużej ilości scen nawet nie słyszymy głosu Toma jako Jamesa Delaney'a, a i tak samą obecnością na ekranie kradnie show. Charyzma, świetna gra mimiką twarzy i charakterystyczne chrząkanie (które można usłyszeć tutaj: LINK) sprawiają, że ta postać nie pozwala nam oderwać wzroku od ekranu i sam, w po jedynkę buduje klimat wokół historii. Nie ma aktora, który zagrałby lepiej tę rolę. Koniec, kropka. Postać Jamesa Delaney'a jest bardzo dobrze prowadzona i wszystkie jego wizje, rytuały i krążące o nim plotki, cały czas wzmagały moją ciekawość - co dalej? Niewiarygodnie dobra kreacja - klasyczny Hardy. Równie dobra w swojej roli jest Ooana Chaplin. Znana z m.in. "Gry o Tron" aktorka ciekawie podeszła do odegrania postaci zagubionej siostry Jamesa. Trafiła do mnie swoim zimnym i nieobecnym spojrzeniem, a jej rozmowy z bratem należały do moich ulubionych scen, bo były niejednoznaczne i nigdy nie wiedziałem, w którym kierunku one się potoczą. Postacie Atticusa i Brace'a także należy wyróżnić, bo płynnie wpasowali się w ten brudny świat Delaney'a, a ich konwersacje nie były puste i jałowe.
Do minusów tego serialu mogę zaliczyć jedynie niektóre rozwiązania fabularne, czyli szczególnie sceny z udziałem księcia Regenta (który był według mnie najgorszą postacią całego serialu), a także parę rozmów Sir Stuarta Strange'a z jego podwładnymi, bo nie zawsze stylistycznie pasowały mi do klimatu całego serialu i wybijały mnie z tego rytualnego transu, który serwowano przy okazji przygód Delaney'a i jego siostry. W dodatku sama ta walka o władzę na najwyższych szczeblach nie dość, że sprawiała wrażenie lekko przerysowanej, to w niektórych momentach nużyła. Na szczęście nie było ich aż tak dużo i nie zepsuły mi odbioru "Tabu" jako kompletne dzieło. Ciekawi mnie także jak twórcy serialu chcą poprowadzić historię w drugim sezonie, bo większość ważniejszych wątków już została definitywnie zamknięta. Nie lada wyzwanie czeka ich, by udźwignąć świetność pierwszej odsłony.
"Tabu" to pozycja obowiązkowa dla każdego fana nietypowych historii z nutką mistycyzmu w tle, ze świetnymi i charakterystycznymi kreacjami aktorskimi. Liczba odcinków nie jest duża, ale czas każdego z nich jest w 100% wykorzystany i nie zdarzają się tam dłużyzny, przy których jedynie się czeka na koniec epizodu. Hardy znowu wchodzi na wyżyny swoich umiejętności i zabiera nas do swojego, tajemniczego świata. Jeśli chodzi o seriale w tym roku, "Tabu" póki co nie ma sobie równych i jest dużo równiejsze, ciekawsze i wciągające niż chwalone "Westworld", które jest przerostem formy nad treścią.
Ocena: 8,5/10
Kurcze, utknęłam na trzecim odcinku. Nie mogłam jakoś się skupić i zainteresować, może powinnam dać mu jeszcze jedną szansę, to dopiero początek i przecież dopiero się rozkręca. Zmotywowałeś mnie do oglądania, pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuń