Christophera Nolana nie trzeba przedstawiać chyba nikomu. Zdobył on największą popularność tworząc filmy z gatunku sci-fi, które po prostu uwielbiam (co widać także po ocenach, bo zarówno "Incepcja" jak i "Interstellar" otrzymały ode mnie 10/10), więc można się spodziewać, jak duże było moje zdziwienie, gdy okazało się, że Nolan zdecydował się na wyreżyserowanie filmu wojennego. Czy "Dunkierka" spełniła moje oczekiwania? To jest dobre pytanie.
Opowiedziana jest tutaj historia armii brytyjskiej, francuskiej i belgijskiej, które znajdują się w sytuacji praktycznie bez wyjścia. Około 400 tysięcy żołnierzy zostało zepchniętych na plażę w Dunkierce i ich jedyną szansą na ratunek są statki, które jednak mają duże trudności z dotarciem do lądu ze względu na silny opór wroga z powietrza. Film skupia się na pokazaniu ewakuacji żołnierzy z terenu ogarniętego wojną i jednocześnie pokazuje kilka, splatających się losaów bohaterów.
Muszę się przyznać, z ręką na sercu, że spodziewałem się typowego filmu wojennego, w którym krótkie dialogi między żołnierzami są przerywane nieustannymi wybuchami i wymianami ognia, ale dałem się akurat w tej kwestii zaskoczyć, bo "Dunkierki" filmem wojennym bym nie nazwał, a raczej dramatem osadzonym w realiach wojny. Trzeba na samym starcie powiedzieć, że film ten został podzielony na trzy części, bo obserwujemy walkę aliantów z niemieckimi wojskami na trzech płaszczyznach: na lądzie, na wodzie i w powietrzu. Spodobało mi się to rozwiązanie, bo rzadko można dostać taką okazję, by móc śledzić poczynania każdej, istotnej części wojny z perspektywy zarówno żołnierza, jak i kapitana statku czy pilota. Wcześniej pojawiały się oczywiście filmy, które opowiadały o każdej tej jednostce, ale zazwyczaj skupiały się tylko na jednej grupie, a tutaj otrzymaliśmy cały wachlarz wrażeń. To było dość ryzykowne zagranie, bo przy takim scenariuszu mogło się to zupełnie rozjechać, ale w rzeczywistości okazało się, że nazwisko reżysera nie pojawiło się w kontekście tak potężnej produkcji przypadkowo. Nolan nie byłby sobą (podobnie jak Tarantino), gdyby w swojej produkcji nie postawił stempla charakterystycznego dla własnego stylu reżyserskiego i w tym filmie pojawił się ciekawy zabieg sterowania chronologią wydarzeń. Gdy walka w powietrzu trwała w najlepsze, a jeden z samolotów brytyjskich został trafiony, obserwujemy jedynie lądowanie uszkodzonego pojazdu na wodzie. Pomyślałem sobie - ok, przecież to nic szczególnego i skupiłem się na dalszym oglądaniu filmu. Jednak ponownie dałem się zaskoczyć, bo po parunastu minutach można było ponownie zobaczyć lądowanie tego samego samolotu, ale tym razem z perspektywy sił wodnych. Prosty, ale jak świetnie wymyślony patent na pobudzenie widza do jeszcze większej intensywności oglądania. Chwaliłem przed chwilą pomysł odtworzenia wydarzeń wszystkich ze wszystkich, trzech perspektyw - wody, lądu i powietrza, ale muszę przyznać, że największą frajdę sprawiło mi oglądanie tego filmu, gdy podróżowaliśmy w kokpicie z pilotami. Historie przedstawiane na lądzie i statkach też miały swój urok, ale nie miały takiego pazura i nie wzbudzały takiego dreszczyku emocji, jak to co działo się nad ich głowami.
W tej materii bowiem leży mój główny zarzut dotyczący "Dunkierki". Muszę oczywiście w kategorii zalet umieścić jeszcze udźwiękowienie tego filmu, bo po prostu ono wgniata w fotel, a jeśli dołożymy do tego fenomenalne zdjęcia, to dochodzę do wniosku, że do kwestii audiowizualnych nie mam prawa się przyczepić. Arcydzieło. Gorzej jednak wypada pierwiastek ludzki tej produkcji, bo doświadczamy śmierci żołnierzy, obserwujemy jak z każdą minutą ucieka z nich nadzieja, a na twarzy maluje się strach, ale zupełnie nie odbiło się to na moich odczuciach i nie pozwoliło na zaangażowanie się emocjonalne z tym, co aktualnie obserwuję na ekranie. Być może był to celowy wybór samego reżysera, który bał się z kolei przeciągnięcia tej granicy na drugą stronę, czyli zasypania filmu patosem, ale mimo to, po obejrzeniu czułem ogromny niedosyt, że "Dunkierka" nie zdewastowała mnie emocjonalnie i nie przeciągnęła mnie po podłodze swoim mocnym przekazem. Wszystko tutaj jest pokazane na tej samej nucie, czyli bezpiecznie i bez specjalnego forsowania tempa. Nie twierdzę, że jest to gorszy sposób na przedstawienie takiej historii, ale mam wrażenie, że w niektórych miejscach można było dokręcić śrubkę jeszcze bardziej. Przyczepiłbym się także do długości filmu, bo będąc przyzwyczajonym obecnie do wydłużania tego rodzaju produkcji, tutaj te 100 minut wydaje się być niewielką ilością czasu do pokazania tak historycznego przedsięwzięcia. Może to się właśnie też wiązać z moją trudnością w zaangażowanie się w historię bohaterów, bo czas na ich poznanie został ograniczony do minimum.
Aktorsko ciężko mi jest ocenić ten film, bo "Dunkierka" jest naszpikowana gwiazdami wielkiego formatu, ale nie mają one okazji, by swoje umiejętności wyeksponować w jakiejś charakterystycznej i trudnej scenie. Zarówno Tom Hardy, jak i Cillian Murphy na przestrzeni całego filmu wypowiadają jakieś 10 zdań, ale nie chcę tego zaszufladkować jako wadę, bowiem jest to kolejna cecha, która definiuje tę produkcję - nie jest ona przesadnie przegadana. Całkiem możliwe jest, że jest to kolejna przyczyna mojego niedosytu po obejrzeniu, ale gdyby scenariusz zasypał niepotrzebnymi dialogami, odbiór "Dunkierki" jako spójnej całości mógłby zostać zaburzony. Trochę więcej do zagrania ma tutaj Mark Rylance, który poprawnie zaprezentował się w swojej roli, ale muszę przyznać, że akurat nie zostałem fanem jego postaci. W międzyczasie przewija się kilka, może nie głównych, ale wiodących postaci, lecz żadna z nich nie spowodowała u mnie szybszego bicia serca. Nikt również nie odstaje na tyle, by popsuć odbiór danej sceny i muszę uspokoić tych, którzy obawiali się o rolę Harry'ego Stylesa, bo prezentuje się on w swojej roli całkiem nieźle, choć muszę stwierdzić, że czas, który poświęcono na losy jego i załogi statków, wolałbym jednak spożytkować na kolejne, widowiskowe pościgi powietrzne, ale o tym już wspominałem wcześniej.
Podsumowując, "Dunkierka" to bardzo spójny, ciekawie skonstruowany (dzięki mieszaniu hierarchii wydarzeń) i interesująco zmontowany film, który dostarczył mi mnóstwo rozrywki. Kuleje rozwój postaci i fakt, że wyczyszczono go z jakichkolwiek emocji, ale nadal stawiam go w gronie "tych udanych" w roku 2017. Nie przebił "Przełęczy Ocalonych" Mela Gibsona, ale nadal polecałbym go każdemu fanowi filmów wojennych, choć tutaj elementy dramatu bardzo mocno dobijają się do głosu. Całkiem możliwe, że "Dunkierka" nie znajdzie się w moim TOP 10 najlepszych filmów roku, ale nadal jest to kawał, porządnego kina z fachowcem z prawdziwego zdarzenia, który wyreżyserował ten film. Jest to film zrobiony z rozmachem, gdzie nie uświadczymy kłującego w oczy CGI, a liczba statystów, która została wykorzystana przy tej produkcji naprawdę imponuje.
Ocena: 7/10
Cześć ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem recenzję i mogę się zgodzić w każdym aspekcie, z wyjątkiem tego, że dla mnie wszystko w tym filmie się dodawało. Każda płaszczyzna dzieła została dopracowana, a losy bohaterów i ich paskudna śmierć powodowała we mnie uczucie przygnębienia.
Byłem na filmie w dniu premiery, więc minęło już trochę czasu odkąd go widziałem, ale pamiętam doskonale wszelkie zabiegi Nolana. Arcydzieło, które nie pozwoliło mi o sobie zapomnieć do tej pory.
Jest to film, który nie spodoba się każdemu. Tak jak pisałeś, to nie jest film wojenny i pewnie fanatycy tego rodzaju kina mocno się przejadą. Dla mnie jednak dzieło spełniło wszelkie przesłanki do tego, żeby uchodzić za doskonały i emocjonujący dramat.
Dzięki za dobrą recenzję, ale ja dałbym 9,8/10. :P
Długo szukałem bloga zamieszczającego porządne recenzje filmów. Podoba mi się to, co robisz i pisz dalej.
P.S. Sprawdzaj teksty kilkakrotnie przed publikacją, bo zdarzają się błędy stylistyczne, które trochę zgrzytają. :P
Pozdrawiam serdecznie,
Mateusz. ;)
Dziękuję za tak obszerną i merytoryczną opinię :) Błędy się zdarzają, staram się je eliminować, ale czasami gdy piszę na gorąco po obejrzeniu filmu ciężko mi jest zebrać wszystkie odczucia w zdania i mogą wyjść jakieś nieoczekiwane kwiatki ;-P Incepcja i Interstellar rzuciły mnie na kolana i nie pozwoliły wstać, w przypadku Dunkierki nie miałem takiego odczucia zaraz po seansie, ale to i tak film warty obejrzenia - zdecydowanie.
UsuńTyle czytałam o Dunkierce, że coraz bardziej mam chęć ją obejrzeć. Z drugiej strony nie przepadam za filmami wojennymi. Może skuszę sięi obejrzę w ferie :)
OdpowiedzUsuńhttp://zuzmot.blogspot.com