Przejdź do głównej zawartości

Iron Fist (Sezon 2) - Recenzja

Znalezione obrazy dla zapytania iron fist season 2

Seriale Marvela zawsze będą wzbudzać emocje, bo podświadomie w pamięci widza zostały zarejestrowane jako te, które gwarantują poziom. Nie inaczej jest z produkcjami superbohaterskimi, które masowo zaczęły się pojawiać na tej platformie. Wszystko rozpoczęło się od Daredevila, później przyszła kolej na Jessicę Jones, Luke'a Cage'a, Iron Fista, a całość domknęła historia Punishera. Nie można się więc dziwić, że muszą pojawić się porównania i rankingi, który z nich prezentuje najwyższy i najrówniejszy poziom. 

Pierwszy sezon Iron Fist nie należał do najlepszych, a jego recenzję można przeczytać tutaj. Spodziewałem się, że twórcy serialu uczą się na błędach i spróbują poprawić wszystko to, co nie zagrało wcześniej. Miałem wtedy zastrzeżenia do wątków i bohaterów pobocznych oraz do samej postaci Iron Fista, która w żaden sposób nie pozwoliła widzowi na dostrzeżenie w nim badassa z krwi i kości. Byłem gotowy do dania drugiej szansy temu serialowi z dwóch powodów. trailerów oraz gościnnego występu Danny'ego w "Luke Cage'u", w którym sprawiał wrażenie wyluzowanego, świadomego swojej mocy i wyciszonego faceta. Przy okazji muszę dodać, że drugi sezon "Luke Cage'a" pozytywnie mnie zaskoczył i poprawione zostały w nim wszystkie elementy, które sprawiały, że ciężko było przebrnąć przez sezon pierwszy. To dodatkowy atut w kontekście "Iron Fista", bo dostrzegłem, że można wyciągnąć serial z tak głębokiej i czarnej dziury, w jakiej znajdowała się produkcja o tym kuloodpornym olbrzymie.

Wygląda to wszystko jak na przydługi wstęp, w którym nie ma nic konkretnego, dotyczącego recenzji drugiego sezonu "Iron Fista", ale musiałem nadać kontekst temu, co czułem przed i co czuje po jego obejrzeniu. Przejdźmy zatem do sedna. Czy uważam, że nowa odsłona "Iron Fista" jest godna uwagi i lepsza od pierwszego sezonu? Już śpieszę z odpowiedzią. Hell no! 

Mój największy problem ponownie tkwi w wątkach pobocznych, które są kosmicznie nużące. Znowu obserwujemy problemy i tarcia w rodzinie Meachumów, które nie rozwijają się na przestrzeni 10 odcinków. Jako widzowie tkwimy w przepychankach rodzeństwa Joy i Warda, które po pewnym czasie przestały mnie interesować. Pozornie wpływały one na postać Danny'ego Randa, ponieważ w grę wchodziła możliwość utraty jego zdolności, ale na dobrą sprawę, po kilku chwilach zdawałem sobie sprawę, że to było tylko bezpardonowe wypełnianie wolnych przestrzeni scenariuszowych, które albo w ogóle nie przesuwały akcji do przodu albo posuwały ją o milimetr. Ward zmaga się z problemami, chodzi na terapię i próbuje odbudować relację z siostrą. OK, ale kogo to obchodzi? Wszystko to już było i się nie sprawdziło, więc po co dalej drążyć ten temat? Rodzina Meachumów nie jest aż tak interesująca, aby warto było jej poświęcać tyle czasu. W tym sezonie pałeczkę knującej za plecami innych postaci przejęła Joy, która szuka zemsty na bracie i Danny'm Randzie za ukrywanie prawdy o jej ojcu. Niestety w niektórych momentach wypadało to karykaturalnie, tak jak w przypadku Trish w "Jessice Jones". Do swoich niecnych celów wykorzystuje Davosa, który pojawia się w Nowym Jorku, aby odzyskać to, co uważa za swoją własność - moc świecącej dłoni. Jest on głównym przeciwnikiem Iron Fista i na przestrzeni całego sezonu wyznacza sobie jedną zasadę - zaprowadzić porządek na ulicach poprzez wyczyszczenie wszelkiego rodzaju przestępczości. Postać ta od początku ma sprawiać wrażenie niejednoznacznej. Stosuje on bowiem brutalniejszy od Danny'ego sposób działania i nie ma oporów, aby ubrudzić sobie ręce krwią przeciwnika, a z drugiej strony jego myślenie jest w jakiś sposób uzasadnione. Chce on sprawić, aby jego matka była dumna z tego, że w końcu uzyskał przygotowywaną dla niego w Kunlun moc, a także zlikwidować działalność triad, których trwająca wojna nie jest zgodna z ideami Davosa. Na pierwszy rzut oka wygląda to dobrze i ma się wrażenie, że nie jest to płytka postać, która chce przejąć Nowy Jork dla własnego widzimisię. Jednak na dłuższą metę, próba przedstawienia Davosa jako niezrozumiałego przez społeczeństwo człowieka, który ma swoje powody do takiego działania, spełza na niczym. Z biegiem czasu staje się on typowym czarnym charakterem, który wykorzystuje swoje możliwości nie tylko do robienia dziur w drzwiach. Pod koniec sezonu wszystko staje się znowu czarno-białe i wszystko nieuchronnie zbliża się do szczęśliwego rozwiązania sytuacji, która wcześniej wydawała się być bez wyjścia. Pozostaje jeszcze kwestia samego, tytułowego bohatera tego serialu. Danny Rand, który w pierwszym sezonie męczył widza tekstami o jego odpowiedzialności bycia Iron Fistem i irytował szczeniackim podejściem do rozwiązywania konfliktów, w tym sezonie.. robi to samo.

Niestety największą bolączką tego serialu jest jak dotąd sam Iron Fist. Znowu odbywa on milion pogawędek odnośnie jego powinności, odpowiedzialności i presji związanej z umiejętnościami, które posiada. Brzmi to jak zdarta płyta, która nie została wyrzucona do kosza po nieudanym, pierwszym sezonie. Danny znowu jest chłopcem do bicia, który nie wie jak wielką siłę posiada i nie wie, co chce z nią zrobić. Poszukuje on ciągle swojej tożsamości i charakteru, który wyróżniałby go na tle pozostałych postaci w serialu. Iron Fist staje się męczennikiem i zakładnikiem swojego sposobu myślenia, bojąc się jednocześnie własnego cienia. Po jego epizodzie w "Luke Cage'u" myślałem, że Danny wydoroślał i stanie się w końcu świadomym superbohaterem chroniącym swoje miasto, który zdaje sobie sprawę o swoich słabościach, ale walczy o swoją sprawę. Tymczasem Iron Fist ciągle jest narwanym nastolatkiem, który bezmyślnie ściąga na siebie problemy i nie potrafi sobie z nimi poradzić. Jestem w stanie zrozumieć, że jest to element budowania postaci Danny'ego, ale dlaczego ten proces trwa już 23 odcinki? Nawet najwytrwalsi fani produkcji Marvela mogą nie dotrwać do momentu, w którym pan Rand w końcu nie będzie przytłoczony swoimi obowiązkami. Paradoksalne jest to, że w jego związku z Colleen, to ona nosi spodnie i jest bardziej świadoma swoich obowiązków wobec społeczeństwa. Co prawda wątek poszukiwania przez nią poszlak odnośnie jej rodziny ciągnął się jak flaki z olejem, ale była to jedyna postać (obok Mary Walker) w drugim sezonie, która jest "jakaś". Ma ona jasno postawiony cel, ale ciągnie za sobą swojego niesfornego pieska, czyli Nieśmiertelnego Iron Fista. Brzmi to ironicznie i zabawnie, nieprawdaż? Niestety jest to smutne w kontekście 10 godzin, które trzeba poświęcić na oglądanie tej produkcji.

Pochwalić muszę przede wszystkim sceny walki, które zostały jeszcze bardziej dopracowane niż w pierwszym sezonie. Choreografia i ich różnorodność pozwala na czerpanie dużej przyjemności z oglądania. Zredukowanie liczby odcinków z 13 do 10 też uznaję za duży plus, ponieważ tempo trochę wzrosło i liczba przegadanych scen została zmniejszona. Ciekawym eksperymentem było również wprowadzenie nowej postaci do całej historii. Mowa o Mary Walker, która wpuściła trochę świeżości do tego serialu. Zmaga się ona z zaburzeniami osobowości, z czym muszą sobie również radzić pozostali, ponieważ Mary jest miłą i przyjazną dziewczyną, która nie skrzywdzi nawet muchy, a Walker interesuje się bronią i jest w stanie obezwładnić gołymi rękami Iron Fista. Przydałoby się, aby jej postać miała większy wpływ na rozwój wydarzeń, ale i tak była ona miłą odmianą dla złych rzeczy dziejących się wokół jej osoby (czyt. ciapowatość Iron Fista). Ostatnie 10 minut ostatniego odcinka drugiego sezonu dają (znowu) jakąś nadzieję, że w kolejnym sezonie (choć zobaczymy czy taki się w ogóle pojawi) coś się zmieni w myśleniu Danny'ego, a Colleen będzie w stanie poradzić sobie w nowej roli.

Nie spodziewałem się, że nowy sezon "Luke Cage'a" zdetronizuje "Iron Fista", a także "Jessicę Jones" w rankingu kontynuacji seriali Marvela. "Iron Fist" pod koniec powodował u mnie poczucie narastającej frustracji, ponieważ nie spodziewałem się, że drugi raz można popełnić takie same błędy i tak marnować potencjał tej postaci. Dobrze, że jeszcze w tym roku zobaczymy trzeci sezon "Daredevila", bo od ostatnich produkcji superbohaterskich można ostatnio dostać jedynie bólu głowy. Drugi sezon "Iron Fist" nie poprawił błędów, które popełnił poprzednio i przez to ocena musi zjechać do dołu. Dlaczego? Wcześniej można było zrzucić spadek poziomu na chęć wprowadzenia Danny'ego Randa do świata obrońców Nowego Jorku, ale teraz już powinniśmy mieć do czynienia z pełni świadomym swojej potęgi bohaterem. Niestety, póki co, Danny nadal ssie kciuka.

NO, IT SUCKS DANNY.

Ocena: 4/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Anihilacja - Recenzja

Filmy wypuszczane przez Netflix nie cieszą się dużą renomą. Najczęściej są one przerostem formy nad treścią, a szumne zapowiedzi i trailery są jedynie mydlaną bańką, która pęka przy pierwszym kontakcie z widzem. Czy z "Anihilacją" było podobnie?  Lena wyrusza w pięcioosobowej grupie zwiadowczej na teren, który objęty jest niezbadaną i niezrozumiałą przez nikogo, destrukcyjną siłą. Mąż głównej bohaterki wyruszył tam na misję, ale wrócił z niej dopiero po roku. Jednak jego zachowanie odbiega od normalnego, a Lena postanawia znaleźć odpowiedź na to, co jest tego przyczyną. "Anihilacja" zabiera nas do magicznego świata, pełnego gęstej roślinności, przepięknych kolorów i niespotykanych stworzeń. Po obejrzeniu tego filmu dostrzegam przede wszystkim mistyczną aurę, która krąży wokół tej historii. Stykamy się bowiem ze środowiskiem, które jest obce człowiekowi - przerażającym, ale jednocześnie intrygującym. Wszystkie emocje odczuwane przez bohaterów film udzie

Najlepsi i najgorsi - TOP filmów 2018

Końcówka każdego roku to zawsze czas podsumowań tego, co zdarzyło się w mijających 365 dniach. Choć wkroczyliśmy już w rok 2019, to do oficjalnego zamknięcia tego poprzedniego, potrzebowałem jeszcze przygotowania rankingu najlepszych i najgorszych produkcji w 2018 roku. Co się kryje pod nazwą najlepszy i najgorszy? Już tłumaczę. Takie zestawienia ze względu na nałożone na nie ramy najlepszego lub najgorszego, zawsze wzbudzają emocje u innych. Film, który jest dla mnie arcydziełem z oceną 10/10, dla innego może być potężnym rozczarowaniem, o którym chce jak najszybciej zapomnieć. Działa to również w drugą stronę. Nie ukrywam, że nie jestem krytykiem filmowym i nie mam wykształcenia w tym kierunku, które pozwoli mi stanowczo odradzić oglądania jakiejś produkcji lub wyśmiewania kogoś, kto ma inne zdanie. Robię to czysto hobbystycznie i będzie widać to po tym wpisie. Prawdopodobnie mój ranking będzie jedynym w swoim rodzaju, ale lubię czasami iść pod prąd. Pod pojęciem "n

Avengers: Wojna bez granic - Recenzja

W końcu! Nowa część Avengers zawitała do kin i jak można było się spodziewać po produkcjach Marvela, podbiła ona serca zarówno widzów, jak i krytyków. Film bije rekordy popularności i notuje fantastyczne wyniki finansowe. Czy kogoś jednak to szokuje? Mieliśmy już okazję zobaczyć dwie części Avengers, ale żadna z nich nie kumulowała tak dużo bohaterów, których znamy z filmów solowych. Tym razem przeciwko grupie superbohaterów stanął nie lada przeciwnik - Thanos we własnej osobie, który poszukuje Kamieni Nieskończonności. Mają mu one zagwarantować nieograniczone możliwości i pomóc w zaprowadzeniu porządku na świecie. Avengers za wszelką cenę starają się przeszkodzić mu w realizacji jego zadania. Filmy superbohaterskie zostały niejako zaszufladkowane pod kategorię typowych filmów akcji i wymaga się od nich głównie rozwałki, wybuchów i widowiskowych efektów specjalnych. Avengers dostarcza tego wszystkiego pod dostatkiem, ale nie powinno to nikogo dziwić w 2018 roku, w erze tak r