„La La Land” to obsypany Oscarami musical, który zaskarbił sobie serca wielu widzów, ale jednocześnie podzielił środowisko filmowe na tych, którzy uważają go za arcydzieło oraz na tych, którzy są bardziej sceptycznie nastawieni do tego filmu. Jaka jest moja opinia? Myślę, że prawda leży gdzieś po środku. Historia nie jest kluczowym punktem tej produkcji, czego można było się spodziewać po musicalu. Jest ona bardzo prosta i opowiada o perypetiach niespełnionych marzycieli, czyli pianisty który pragnie otworzyć swój własny klub jazzowy oraz aktorki, która marzy o międzynarodowej karierze. Oboje trafiają na siebie przez przypadek, między innymi na autostradzie czy w klubie, co z biegiem czasu, wraz z kolejnymi spotkaniami, prowadzi do uczucia między nimi. Zarówno Sebastian, jak i Mia walczą o swoje marzenia, doświadczają wzlotów i upadków w życiu zawodowym, co prowadzi do kryzysu w ich związku. Paradoksem tego filmu jest to, że właśnie w trzech zdaniach streściłem dwugodzi
Z filmami przez życie, czyli autorski blog poświęcony produkcjom wielkiego i małego ekranu