Przejdź do głównej zawartości

Hunt for the Wilderpeople - Recenzja



"Hunt for the Wilderpeople" to zeszłoroczna, nowozelandzka produkcja, która opowiada historię niesfornego chłopca błąkającego się od jednego domu zastępczego do drugiego. W końcu opieka społeczna znajduje rodzinę, która chce zaopiekować się małym Ricky'm, a sam chłopak musi przyzwyczaić się do środowiska, w którym się znalazł - buszu.

Ricky trafia do posiadłości Belli oraz Heca. Ich relacje są na początku bardzo napięte, chłopak notorycznie ucieka z domu i jest opryskliwy w stosunku do swoich nowych rodziców. Z biegiem czasu ich życie zaczyna wracać do normalności, ale sielankę przerywa śmierć Belli. Hec nie może pogodzić się z utratą swojej żony, a opieka społeczna chce znaleźć nowy dom dla Ricky'ego, czego chłopak nie chce zaakceptować i wyrusza w samotną podróż w głąb lasu. Jak można było się spodziewać, gubi się, a na ratunek przychodzi Hec, który łamie sobie nogę podczas kłótni.

Obserwujemy wędrówkę i perypetie dwójki osób, których współpraca wydaje się być kwestią niemożliwą do wykonania. Tymczasem policja i opieka społeczna zaczęły podejrzewać, że chłopak został uprowadzony przez załamanego śmiercią żony mężczyznę. Ucieczka przed obławą policji zbliża ich obu do siebie, a ich relacja zaczyna dojrzewać i sprawiać, że zaczynają się o siebie troszczyć.
Niewątpliwie najmocniejszą stroną tego filmu są zdjęcia. Nie można oderwać wzroku od przepięknych krajobrazów Nowej Zelandii, w której obserwujemy strumyki, gęstą i zieloną roślinność oraz majestatyczne zachody Słońca. Wrażenia wizualne są wzmacniane przez odgłosy śpiewających ptaków czy płynącej wody w strumieniu, co jeszcze bardziej pozwoliło mi poczuć klimat i charakter terenu, z którym obcują bohaterowie filmu. W roli stanowczego Heca obserwujemy Sama Neilla, który stanął na wysokości zadania i był przekonywujący w swojej roli. Zawsze z wielką przyjemnością ogląda mi się tego aktora na ekranie i tutaj, wśród tych pięknych i rozległych krajobrazów, jego mimika i charakterystyczny głos były strzałem w dziesiątkę. W rolę Ricky'ego wcielił się Julian Dennison, z którym nie miałem wcześniej żadnej styczności, ale tutaj (mimo paru scen, w których raziło małe doświadczenie aktorskie) w roli zabawnego "grubaska" sprawdził się poprawnie. Tę dwójkę oglądało mi się w tym filmie całkiem dobrze, choć brakowało mi pokazania głębiej ich psychiki i rozebrania na czynniki pierwsze kolejnych etapów pogłębiania ich relacji. W filmie było parę gwałtownych przeskoków, w których przenosiliśmy się z akcją o kilka tygodni, co nie wpłynęło moim zdaniem dobrze na oswajanie się z bohaterami.

Muzyka nie jest najlepszą stroną tego filmu. O ile na początku jest ona podawana dyskretnie i ze smakiem, tak w dalszej części była już ona nachalna i czasami wręcz przeszkadzająca w oglądaniu. Jednak najgorszym elementem tego filmu jest dla mnie to, że twórcy postanowili zamieszać gatunkami i w rezultacie otrzymujemy trochę dramatu, trochę filmu przygodowego i odrobinę komedii. Potwornie wybijało mnie to z rytmu skupiania się na historii, gdy zaraz po klimatycznym dialogu pojawiał się jakiś gag, w dodatku okraszony nachalną muzyką, co po jakiejś godzinie filmu zaczęło mnie tak irytować, że czekałem już tylko na końcowe napisy. Postacie drugoplanowe zostały już całkowicie napisane w stylu komediowym i dla mnie stanowiły zupełnie niepotrzebny element fabuły. Były one przerysowane, denerwujące i czasami wręcz komiksowe (w złego tego słowa znaczeniu). Pierwszy raz od dawien dawna czułem się zirytowany po zakończeniu filmu, bo jestem świadom tego, że duży potencjał został zmarnowany na rzecz chęci stworzenia filmu familijnego, co oczywiście miało jakiś sens. Jednak w tym przypadku oczekiwałem filmu na miarę "Pokoju", w którym relacja dwójki bohaterów powodowała, że wstrzymywałem oddech i "pożerałem" wzrokiem każdą, kolejną scenę. Tutaj tego niestety nie doświadczyłem.

"Hunt for the Wilderpeople" mógłbym polecić tylko dla tych, którzy chcą doświadczyć niesamowitych wrażeń wizualnych przy oglądaniu krajobrazów Nowej Zelandii i całkiem niezłych kreacji pierwszoplanowych. Jednak fakt, że film stoi w rozkroku między poważnym kinem, a zbieraniną gagów, sprawiło że pojawiła się u mnie irytacja tym, co oglądam na ekranie. Zupełnie inaczej odebrałbym go, gdyby postanowiono skupić się na dramatycznej stronie tej historii, a czas filmowy, który poświęcono przerysowanym i durnym postaciom drugoplanowym, został przeznaczony na budowanie klimatu i relacji, które zostały potraktowane po macoszemu. Był potencjał (oj był!), ale niestety pozostało mi już tylko rozczarowanie.

Ocena: 5,5/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Anihilacja - Recenzja

Filmy wypuszczane przez Netflix nie cieszą się dużą renomą. Najczęściej są one przerostem formy nad treścią, a szumne zapowiedzi i trailery są jedynie mydlaną bańką, która pęka przy pierwszym kontakcie z widzem. Czy z "Anihilacją" było podobnie?  Lena wyrusza w pięcioosobowej grupie zwiadowczej na teren, który objęty jest niezbadaną i niezrozumiałą przez nikogo, destrukcyjną siłą. Mąż głównej bohaterki wyruszył tam na misję, ale wrócił z niej dopiero po roku. Jednak jego zachowanie odbiega od normalnego, a Lena postanawia znaleźć odpowiedź na to, co jest tego przyczyną. "Anihilacja" zabiera nas do magicznego świata, pełnego gęstej roślinności, przepięknych kolorów i niespotykanych stworzeń. Po obejrzeniu tego filmu dostrzegam przede wszystkim mistyczną aurę, która krąży wokół tej historii. Stykamy się bowiem ze środowiskiem, które jest obce człowiekowi - przerażającym, ale jednocześnie intrygującym. Wszystkie emocje odczuwane przez bohaterów film udzie

Najlepsi i najgorsi - TOP filmów 2018

Końcówka każdego roku to zawsze czas podsumowań tego, co zdarzyło się w mijających 365 dniach. Choć wkroczyliśmy już w rok 2019, to do oficjalnego zamknięcia tego poprzedniego, potrzebowałem jeszcze przygotowania rankingu najlepszych i najgorszych produkcji w 2018 roku. Co się kryje pod nazwą najlepszy i najgorszy? Już tłumaczę. Takie zestawienia ze względu na nałożone na nie ramy najlepszego lub najgorszego, zawsze wzbudzają emocje u innych. Film, który jest dla mnie arcydziełem z oceną 10/10, dla innego może być potężnym rozczarowaniem, o którym chce jak najszybciej zapomnieć. Działa to również w drugą stronę. Nie ukrywam, że nie jestem krytykiem filmowym i nie mam wykształcenia w tym kierunku, które pozwoli mi stanowczo odradzić oglądania jakiejś produkcji lub wyśmiewania kogoś, kto ma inne zdanie. Robię to czysto hobbystycznie i będzie widać to po tym wpisie. Prawdopodobnie mój ranking będzie jedynym w swoim rodzaju, ale lubię czasami iść pod prąd. Pod pojęciem "n

Avengers: Wojna bez granic - Recenzja

W końcu! Nowa część Avengers zawitała do kin i jak można było się spodziewać po produkcjach Marvela, podbiła ona serca zarówno widzów, jak i krytyków. Film bije rekordy popularności i notuje fantastyczne wyniki finansowe. Czy kogoś jednak to szokuje? Mieliśmy już okazję zobaczyć dwie części Avengers, ale żadna z nich nie kumulowała tak dużo bohaterów, których znamy z filmów solowych. Tym razem przeciwko grupie superbohaterów stanął nie lada przeciwnik - Thanos we własnej osobie, który poszukuje Kamieni Nieskończonności. Mają mu one zagwarantować nieograniczone możliwości i pomóc w zaprowadzeniu porządku na świecie. Avengers za wszelką cenę starają się przeszkodzić mu w realizacji jego zadania. Filmy superbohaterskie zostały niejako zaszufladkowane pod kategorię typowych filmów akcji i wymaga się od nich głównie rozwałki, wybuchów i widowiskowych efektów specjalnych. Avengers dostarcza tego wszystkiego pod dostatkiem, ale nie powinno to nikogo dziwić w 2018 roku, w erze tak r