"Dziewczyna z pociągu" to ekranizacja książki, o tym samym tytule, autorstwa Pauli Hawkins. Film ukazał się w 2016 roku, a w głównej roli można zobaczyć Emily Blunt. Na wstępie tej recenzji chciałbym tylko dodać, że książki nie czytałem i wszystko co pojawi się w tym tekście oparte jest jedynie na tym, co zobaczyłem w filmie.
Na początku poznajemy Rachel, która podróżuje pociągiem i obserwuje po drodze życie mieszkańców dwóch domów: swojego byłego męża - Toma i jego żony oraz obcej kobiety, której zazdrości spokojnego życia u boku kochającego mężczyzny. Rachel walczy z alkoholizmem, nie może uwolnić się od przeszłości, zakłóca spokój rodziny byłego męża i traci pracę. Równocześnie poznajemy Megan, która pełni rolę opiekunki jego dziecka i również zmaga się z własnymi problemami. Dziewczyna chodzi do terapeuty, ponieważ nie potrafi sobie poradzić z wahaniami uczuć w swoim małżeństwie. Historia tych dwóch kobiet jest rozkładana na czynniki pierwsze, a w między czasie pojawiają się urywki z życia Toma, jego dziecka i żony - Anny oraz kulisy ich znajomości.
Film bardzo sprytnie porusza się po kolejnych etapach scenariusza. Nie mamy w tym przypadku liniowej fabuły, w której historia bohaterów jest podawana po kolei, na tacy. "Dziewczyna z pociągu" opowiada niektóre wydarzenia w czasie rzeczywistym, żeby chwilę później cofnąć widza w czasie o kilka tygodni lub miesięcy, żeby wyjaśnić kontekst tej sytuacji. Jest to zabieg bardzo udany, dzięki któremu byłem cały czas nakręcony na rozwój wydarzeń, a przedstawianie historii w taki sposób jest bardzo stymulujące i zmusza widza do analizy każdej sceny. Pierwsze 30 minut filmu jest spokojne, a można nawet powiedzieć, że zniechęcające w swojej przeciętności, ale z letargu wybiło mnie wydarzenie, na którym została oparta fabuła. Gdy w mediach pojawia się informacja o zaginięciu Megan, wśród podejrzanych wymienia się jej męża oraz Rachel, która w dniu zaginięcia dziewczyny była widziana na miejscu przestępstwa. Rozpoczyna się walka o dojście do prawdy, a główna bohaterka w czynny sposób chce się przyczynić do znalezienia nieznajomej. Jej podejrzenia kierują się w stronę terapeuty, z którym była widziana Megan.
W tym momencie zaczyna się najlepsza część tego filmu. Rachel nie pamięta wydarzeń z tego feralnego dnia i zaczyna wątpić w swoją niewinność. Zostało to przedstawione bardzo sprawnie, a sam przez większość rozwoju fabuły nie byłem w stanie rozgryźć rozwiązania tej zagadki. Oczywiście znalazło się miejsce na znany już chwyt przerzucania podejrzeń widza na wybranego przez scenarzystów i reżysera bohatera, ale nie było to nachalne i można powiedzieć, że miało to uzasadnienie w przedstawionej wcześniej argumentacji. Jednak moim zdaniem rozwiązanie tej zagadki zostało przedstawione bez zbudowania napięcia, uczucia niepokoju i bez uchylania rąbka tajemnicy krok po kroku. Mówiąc prościej, po wzorcowym budowaniu klimatu, który był wspomagany świetną muzyką, zakończenie tej historii zostało podane w zbyt dużym pośpiechu, bez wyczucia i kompletnie nie pasuje do tego, co zobaczyłem wcześniej. Wtedy, gdy klimat był najgęstszy, potrzebowałem jeszcze większego dokręcenia kurka z zawiłościami fabuły, a niestety otrzymałem wtedy coś na kształt balona, któremu spuszcza się powietrze przez małą dziurkę. W momencie rozwiązania fabuły miałem wrażenie, jakby jakaś część historii została wycięta.
Aktorsko ten film wygląda przyzwoicie, choć kreacje bohaterów nie są aż tak genialne, że zapamiętam je na długie miesiące. Na pewno na duże pochwały zasługuje rola Emily Blunt, która wcielając się alkoholiczkę nie siliła się na przekoloryzowanie swojej postaci, co sprawiło, że była bardzo przekonywująca. Nawet Andrzej Grabowski, który na co dzień wciela się w rolę Ferdynanda Kiepskiego uznałby, że Emily spisała się w tym filmie bardzo dobrze. Spodobała mi się również kreacja Haley Bennett (Megan), a urzekła mnie szczególnie nadaniem swojej bohaterce pierwiastka tajemniczości i zagubienia, co było zapewne celem twórców. Trzeba również pochwalić montażystów, bo przy tak niechronologicznym przedstawianiu historii nie było momentu, w którym pogubiłbym się w ich pomyśle na doprowadzeniu mnie do prawdy.
"Dziewczyna z pociągu" jest solidnym thrillerem, który potrafił uwydatnić swoje mocne punkty poprzez ciekawą formę zamieszania kolejnością przedstawiania zdarzeń, niezłą muzyką i umiejętnym wytworzeniem klimatu tajemnicy i mroku. Niestety nie ustrzegł się on również słabszych momentów, którym jest niewątpliwie końcówka filmu, która słabo komponuje się z pozostałą częścią i zamienia klimatyczny thriller na tani sensacyjniak. Niemniej jednak nie żałuję czasu, który poświęciłem na ten film, ponieważ przez większą część rozwoju tej intrygi byłem bardzo ciekawy tego, co wydarzy się w kolejnej scenie. Ocena mogła być dużo wyższa, gdyby nie zakończenie, ale i tak jestem zaskoczony całkiem niezłym poziomem tego filmu i ciekawą kreacją Emily Blunt.
Ocena: 7/10
Komentarze
Prześlij komentarz