Przejdź do głównej zawartości

Split - Recenzja


„One man show” to pierwsze słowa, które przychodzą mi do głowy po obejrzeniu „Split”, czyli najnowszego dzieła M. Nighta Shyamalana. Główną rolę zagrał James McAvoy, który tym razem miał za zadanie wykreowanie postaci Kevina Wendella – człowieka o mnogiej osobowości.

Główną osią fabuły filmu jest porwanie przez niego trzech nastolatek: Casey, Claire i Marcii, które umieszcza w swojej posiadłości i przygotowuje do tajemniczego rytuału, o którym na początku kompletnie nic nie wiemy. Dziewczyny nie potrafią zrozumieć odmienności ich porywacza, a wszelkie próby ucieczki pogorszają ich i tak już trudną sytuację. W międzyczasie Kevin zmaga się ze swoimi osobowościami, gdyż jedna z nich postanawia przejąć kontrolę nad jego zachowaniem, a w zrozumieniu jego przypadłości pomaga mu dr Fletcher.

Na początku można było się spodziewać, że cała uwaga widza zostanie skierowana na los nastolatek, które walczą o swoje życie i próbują uciec swojemu oprawcy. Na szczęście ciężar prowadzenia akcji filmu został przerzucony na stronę Jamesa McAvoy’a, bo powiem szczerze, że postacie jego ofiar nie były aż tak charyzmatyczne i przyciągające uwagę, żeby zachęcić mnie do dalszego śledzenia tylko ich losów bez uczucia znużenia. Oczywiście obserwujemy sceny z ich udziałem, szczególnie jednej z dziewczyn, która przeżyła traumę w dzieciństwie, ale ilość tych scen została dobrana w sposób idealny – nie za dużo i nie za mało. Profile psychologiczne Claire i Marcii nie zostały zarysowane, ich role są epizodyczne i nie poświęcono im wiele czasu. O Casey dowiadujemy się znacznie więcej i można powiedzieć, że zawiązała ona z Kevinem i jego osobowościami skomplikowaną relację, którą można obserwować przez większość czasu filmu. Powstała z tego mieszanka całkiem…intrygująca.

MvAvoy’owi muszę również poświęcić chwilę czasu. Dziwię się, że grając taką genialną rolę został pominięty w nominacjach do Oscara. Taką decyzję można tłumaczyć tylko bardzo dużym wysypem bardzo dobrych filmów w 2016 roku. Odegranie kilku osobowości było nie lada wyzwaniem i Brytyjczyk poradził sobie z tym zadaniem wyśmienicie. Jego mimika, mowa ciała, modulacja głosu i żonglowanie emocjami wgniotły mnie w fotel. Było to na tyle wiarygodne, że ani razu nie odczułem wrażenia przerysowania postaci. Jego kreacja wzbudziła u mnie nastrój niepokoju, mimo świadomości, że znajduje się on po drugiej stronie ekranu. To niewiarygodnie magnetyczna postać, która bardzo przypominała mi Jacka Nicholsona w „Lśnieniu” oraz Toma Hardy’ego  w „Bronsonie”. Każda z osobowości, którą aktualnie kreował McAvoy miała jakąś cechę charakterystyczną, którą można było łatwo wyłapać, dzięki czemu ta rola jeszcze bardziej intrygowała. Co ciekawsze, nie "wyrzucił się" on z wszystkiego co ma na samym początku, ale jego postać ewoluowała z każdą minutą trwania filmu, więc cały czas chłonąłem każdy jego ruch. Dwie godziny minęły jak mrugnięcie okiem.

Klimat nie tylko był tworzony przez postać Kevina, ale również przez miejsce, gdzie toczy się akcja filmu. Podmokłe piwnice i klaustrofobiczne przestrzenie potęgowały poczucie grozy i niepewności, a muzyka była na tyle subtelna, że w pewnych scenach nie była była kreowana jako „pierwszoplanowa”, ale i tak powodowała szybsze bicie serca. Niektórzy zwracają uwagę na zakończenie, które rzuca trochę inne spojrzenie na postać Kevina i może rozczarować, jeśli na film patrzy się jednowymiarowo. Też na początku wpadłem w taką pułapkę, ale po przypomnieniu sobie wszystkich wskazówek, które pojawiły się wcześniej, doszedłem do wniosku, że ostatnie sceny wcale mnie nie rozczarowały, a wręcz przeciwnie – idealnie podsumowały całą tę historię.

„Split” to kolejna, bardzo mocna pozycja filmowa w 2016 roku. James McAvoy wspiął się na wyżyny swoich umiejętności, a jego kreacja i klimat, który został wytworzony w tym filmie potęgowały doznania z jego oglądania z każdą, kolejną minutą. Film się (mówiąc kolokwialnie) nie rozjechał i do końca trzymał w napięciu, tak jak na thriller z prawdziwego zdarzenia przystało. Trzeba go obejrzeć.


Ocena: 8/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Anihilacja - Recenzja

Filmy wypuszczane przez Netflix nie cieszą się dużą renomą. Najczęściej są one przerostem formy nad treścią, a szumne zapowiedzi i trailery są jedynie mydlaną bańką, która pęka przy pierwszym kontakcie z widzem. Czy z "Anihilacją" było podobnie?  Lena wyrusza w pięcioosobowej grupie zwiadowczej na teren, który objęty jest niezbadaną i niezrozumiałą przez nikogo, destrukcyjną siłą. Mąż głównej bohaterki wyruszył tam na misję, ale wrócił z niej dopiero po roku. Jednak jego zachowanie odbiega od normalnego, a Lena postanawia znaleźć odpowiedź na to, co jest tego przyczyną. "Anihilacja" zabiera nas do magicznego świata, pełnego gęstej roślinności, przepięknych kolorów i niespotykanych stworzeń. Po obejrzeniu tego filmu dostrzegam przede wszystkim mistyczną aurę, która krąży wokół tej historii. Stykamy się bowiem ze środowiskiem, które jest obce człowiekowi - przerażającym, ale jednocześnie intrygującym. Wszystkie emocje odczuwane przez bohaterów film udzie

Najlepsi i najgorsi - TOP filmów 2018

Końcówka każdego roku to zawsze czas podsumowań tego, co zdarzyło się w mijających 365 dniach. Choć wkroczyliśmy już w rok 2019, to do oficjalnego zamknięcia tego poprzedniego, potrzebowałem jeszcze przygotowania rankingu najlepszych i najgorszych produkcji w 2018 roku. Co się kryje pod nazwą najlepszy i najgorszy? Już tłumaczę. Takie zestawienia ze względu na nałożone na nie ramy najlepszego lub najgorszego, zawsze wzbudzają emocje u innych. Film, który jest dla mnie arcydziełem z oceną 10/10, dla innego może być potężnym rozczarowaniem, o którym chce jak najszybciej zapomnieć. Działa to również w drugą stronę. Nie ukrywam, że nie jestem krytykiem filmowym i nie mam wykształcenia w tym kierunku, które pozwoli mi stanowczo odradzić oglądania jakiejś produkcji lub wyśmiewania kogoś, kto ma inne zdanie. Robię to czysto hobbystycznie i będzie widać to po tym wpisie. Prawdopodobnie mój ranking będzie jedynym w swoim rodzaju, ale lubię czasami iść pod prąd. Pod pojęciem "n

Avengers: Wojna bez granic - Recenzja

W końcu! Nowa część Avengers zawitała do kin i jak można było się spodziewać po produkcjach Marvela, podbiła ona serca zarówno widzów, jak i krytyków. Film bije rekordy popularności i notuje fantastyczne wyniki finansowe. Czy kogoś jednak to szokuje? Mieliśmy już okazję zobaczyć dwie części Avengers, ale żadna z nich nie kumulowała tak dużo bohaterów, których znamy z filmów solowych. Tym razem przeciwko grupie superbohaterów stanął nie lada przeciwnik - Thanos we własnej osobie, który poszukuje Kamieni Nieskończonności. Mają mu one zagwarantować nieograniczone możliwości i pomóc w zaprowadzeniu porządku na świecie. Avengers za wszelką cenę starają się przeszkodzić mu w realizacji jego zadania. Filmy superbohaterskie zostały niejako zaszufladkowane pod kategorię typowych filmów akcji i wymaga się od nich głównie rozwałki, wybuchów i widowiskowych efektów specjalnych. Avengers dostarcza tego wszystkiego pod dostatkiem, ale nie powinno to nikogo dziwić w 2018 roku, w erze tak r