W moich recenzjach opisywałem już losy załogi zaatakowanej przez obcych, zmagania kierowców mknących po ulicach z zawrotną prędkością czy przygody superbohatera ze szponami wyrastającymi z dłoni, ale pierwszy raz mam przyjemność oceny filmu, w którym główną postacią jest...pies.
"Był sobie pies" opowiada historię czworonoga, który jest świadom swojego istnienia, potrafi analizować otaczający go świat i ma możliwość niejako reinkarnacji, ponieważ w trakcie swojego życia przybiera postać różnej rasy psów, znajduje dom u różnych ludzi, pełni zupełnie odmienne od siebie role, a nawet otrzymuje inną płeć. Jego przygody rozpoczynają się wraz z momentem, gdy znajduje go dziecko o imieniu Ethan, z którym spędza każdą, wolną chwilę i razem ze swoim właścicielem dorasta i przeżywa razem z nim najważniejsze momenty swojego życia.. Mógłbym pisać tak dalej, ale nie chcę nikomu popsuć zabawy i przyjemności z dalszego oglądania tego filmu, więc zdradzę tylko, że Bailey (bo tak nazwał go jego pierwszy właściciel - Ethan) wraca pod różnymi wcieleniami i szuka sensu swojego życia.
Trzeba postawić sprawę jasno - sama historia nie jest skomplikowana i zawiła. Umieściłbym ten film gdzieś w rozkroku między kinem familijnym i przygodowym, ale właśnie to dodaje mu największego uroku. Nie ukrywam, że uwielbiam psy i ich przywiązanie do człowieka, a w tym filmie właśnie ten aspekt twórcy starają się najbardziej uwydatnić. Wchodzimy do głowy psa, który nie rozumie słów, które się do niego wypowiada, ale potrafi wyczuć wszystkie emocje kierujące człowiekiem i jego zamiary. Dawno tak mocno nie uśmiałem się przy oglądaniu filmu, bo komentarze Bailey'a są celne, zabawne i jednocześnie bardzo głębokie i dające do myślenia. Nawet najwięksi twardziele, którzy deklarują oglądanie tylko męskiego kina nie powinni zostać obojętni na treści serwowane w "Był sobie pies", bo ja - choć mam 23 lata - nie potrafiłem się powtrzymać od urojenia łezki, gdy pokazywano losy szukającego sensu życia psa, który jednocześnie chciał także uszczęśliwić swoich towarzyszy i dokładnie wiedział, czego w danym momencie potrzebują. Sam pomysł na reinkarnację ciała głównego bohatera również był strzałem w dziesiątkę, ponieważ nie spowodowało to znużenia historią i dzięki temu można było oglądać kilka historii zupełnie różnych ludzi, w zupełnie innych sytuacjach życiowych i przygody psa, który musiał się dostosować do ograniczeń swojego nowego wcielenia. Bomba!
Nie lada znaczenie miała również bardzo dobra ścieżka dźwiękowa, która potęgowała wzruszenie w momentach, w których widz MUSIAŁ się wzruszyć i uśmiech w momentach, w których na ekranie można było obserwować gagi, które dostarczały nam zachowania czy komentarze Bailey'a. Największą zaletą tego filmu, oprócz wcześniej przedstawionych plusów, jest także jego przekaz i mądrość, którą ze sobą niesie. Instynkt psa jest jego niesamowitą cechą, a jego przemyślenia, które pojawiają się na przestrzeni całego filmu nie są puste i jałowe, i niosą ogromną wartość, która jest uniwersalna i nie podlega jakiejkolwiek wątpliwości. Poruszane są tematy między innymi samotności, pierwszej miłości, rozstania, tęsknoty czy zaufania, co czyni go po prostu godnym i wartym polecenia. Jest to film skierowany to każdej grupy wiekowej, od najmłodszego dziecka do starszej osoby, ponieważ każdy znajdzie tutaj cząstkę siebie, która go wzruszy, zmusi do refleksji czy po prostu spowoduje chwile radości i uśmiechu. Mimo, że film jest stosunkowo prosty i schematyczny, nie powoduje chwili znudzenia i poczucia przesadnego uproszczenia. Historia jest przystępna i taki był cel tej produkcji, a posuwając się dalej - wartości, które są tutaj proponowane są ponadczasowe i uniwersalne.
"Był sobie pies" to duże zaskoczenie tego roku i miła niespodzianka, bo wśród dużej ilości filmów sci-fi oraz horrorów dobrze jest znaleźć taką perełkę, która dzięki fantastycznej muzyce, ciekawej koncepcji filmu oraz pięknym wartościom jest produkcją przy której można zapomnieć o wszystkich problemach. Jeśli ktoś w dodatku jest miłośnikiem psów, tak jak ja, na pewno będzie dobrze bawił się oglądając zmagania swoich ulubionych czworonogów, których sam wygląd powoduje uśmiech na twarzy. Czasami każdemu potrzeba chwili, gdy nie chce przesadnie wgłębiać się w logikę zachowań bohaterów, ich zmartwień, historie o zabójstwach czy porwaniach, a po prostu chce cieszyć się z oglądania bardzo przyjemnego kina familijnego. Ten film spełna te wymagania. Świetna, świeża i bardzo wzruszająca opowieść o psie, który szuka sensu swojego życia. Czy go znajdzie? Tutaj tkwi piękno tej opowieści.
Ocena: 7/10
Hm Tu masz rację, jest parę nie do ciągnięci u mnie, ale cóż człowiek uczy się na błędach. A co do recenzji to nie mam do czego się przyczepić. Powodzenia na blogu i dalej pisz recenzje.
OdpowiedzUsuńmiałam pójść na ten film, jednak ostatecznie na coś innego się zdecydowałam
OdpowiedzUsuńmoże kiedyś obejrzę, bo kocham takie wzruszające filmy :)
https://karik-karik.blogspot.com/