Nie ukrywam, że nigdy nie byłem fanem filmów i gier, które są związane z LEGO, a jako dziecko nie bawiłem się tymi klockami (jakoś tak wyszło). Podszedłem więc sceptycznie do LEGO: Batman, który jest niewątpliwie moim ulubionym superbohaterem, a filmy Nolana, które opowiadają o jego potyczkach z Jokerem czy Bane'm, są nadal w czołówce najlepszych.
Tym razem DC postanowiło wypuścić w świat historię Batmana w postaci animowanej i opowiada o jego zmaganiach z samotnością i Jokerem, który po raz kolejny chce zniszczyć Gotham i zdetronizować Batmana. Główną osią fabularną jest w tym filmie prezentowanie kolejnych etapów ich rywalizacji, które są oczywiście zaserwowane w konwencji humorystycznej. Joker walczy o szacunek Batmana i posuwa się do zebrania dotychczasowych przeciwników Batmana, by w końcu uznał jego wyższość. Po drodze pojawia się także problem niespełnionych ambicji rodzicielskich Bruce'a Wayne'a i miłości do nowej komendant policji.
Wszystkie wymienione wcześniej aspekty życia Batmana są podane w lekkiej i przystępnej formie. Można znaleźć tutaj wiele elementów ironii, autoironii i parodii, bo pojawiają się między innymi odnosienia do poprzednich części człowieka-nietoperza czy wyśmiewanie konfliktu z Supermanem i dawanie małego pstryczka w nos filmom Marvela. Jeśli ktoś dobrze orientuje się w filmach DC, nie powinien mieć problemu ze znalezieniem gagów, którzy ukryli twórcy tej produkcji. Nic nie traktuje się tutaj poważnie i nie potrafię sobie wyobrazić, żeby można było to zrobić inaczej i lepiej. Jest kilka scen, przy których nieźle się uśmiałem i taki był cel tego filmu, bo sama historia nie jest rewolucyjna czy skomplikowana. Przy czym, pierwsze 45-60 minut filmu znacznie bardziej spodobało mi się niż to, co działo się później. Wtedy serwowano cięte riposty, sama postawa Batmana przypomina jego zmagania z poprzednich części i wtedy najlepiej bawiłem się przy oglądaniu. W drugiej części filmu pojawiają się już rozterki głównego bohatera i więcej rozwałki na ekranie, co również podane jest z humorem, ale jednak już nie sprawiało takiej radości jak na początku i można stwierdzić, że swoim przekazem było skierowane głównie do młodszej części publiczności. Szkoda, że postępowanie Batmana nie zostało utrzymane w jednakowej konwencji na pełnym dystansie, czyli zgorzkniałego i egoistycznego faceta, który rzuca trafnymi ripostami na prawo i lewo.
Na przestrzeni całego filmu pojawia się wiele piosenek z popkultury, który każdy zna i lubi, co jeszcze bardziej umila czas spędzony przy LEGO:Batman. Można usłyszeć między innymi: "Man In The Mirror" Michaela Jacksona, "Wake Me Up Before You Go Go" George'a Michaela czy Heroes Dj'a Alesso. Takie krótkie wstawki muzyczne były bardzo stymulujące i nie pozwalały na znużenie historią, bo zawsze, raz na jakiś czas, bardzo sprytnie zostały wplecione dobrze dobrane piosenki, przy których można było się uśmiechnąć i pomyśleć - o tak, znam to. Niemały udział w dobrym odbiorze tego filmu miał również odpowiedni dobór aktorów, którzy odpowiadali za dubbing, szczególnie Batmana. Ten film oglądałem w oryginalnej wersji i Will Arnett wywarł na mnie duże wrażenie swoją umiejętnością oddania charakteru i osobowości Bruce'a Wayne'a, a jego głos umieściłbym gdzieś między Benem Affleckiem i Christianem Bale'm. Film jest bardzo intensywny w doznania wizualne, bo zachwyca on pięknymi i głębokimi barwami, a efektom specjalnym nie można niczego zarzucić, bo ogląda się je z wielką przyjemnością i po pewnym czasie podziwiałem prezycję, z jaką przestawiano wybuchy czy pojazdy przeniesione do świata LEGO. Do zalet należy zaliczyć także bardzo dobrze odwzorowaną mimikę postaci, która oddawała emocje postaci i czasami bez słów wypowiadanych przez Batmana, potrafiła spowodować u mnie uśmiech.
LEGO: Batman jest ciekawą propozycją w tym roku i dość ciekawą alternatywą przedstawiania losów bohaterów, którą można było zobaczyć także w Deadpoolu. Jest dużo naśmiewania się z samego siebie, dużo sytuacyjnych żartów i zabawnych scen. Film jest oczywiście trochę nierówny, bo jak wspominałem, druga część straciła trochę na drapieżności i nie jest tak wciągająca, i zabawna jak część pierwsza, ale mimo to, warto go obejrzeć. Parę smaczków z poprzednich filmów o przygodach Batmana odnalazłem, przy paru scenach się uśmiałem (szczególnie przy tej o prawie Pitagorasa) i dał mi przywoitą ucztę wizualną. Nie jest to produkcja z kategorii "must watch", ale czasu poświęconego na jego obejrzenie - nie żałuję.
Ocena: 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz