"Strażnicy Galaktyki Vol. 2" to sequel hitu Marvela z 2014 roku. Z kontynuacjami dobrych filmów jest różnie, więc czy również tej serii dotknęła ta klątwa? Zdecydowanie nie.
Tak jak w pierwszej części, znowu obserwujemy losy Stara-Lorda, który wraz z Gomorą, Rocketem, Grootem i Draxem musi stawić czoła niebiezpieczeństwom i wrogom, które stają im na drodze. Peter Quill marzy o poznaniu swojego ojca i otrzymuje taką możliwość, gdy ten ratuje mu życie podczas ataku floty Suwerennych. Wszyscy wyruszają na Ego, gdzie Peter ma poznać swoją przeszłość i odbudować swoją relację z ojcem. Jednak sprawy przyjmują nieoczekiwany obrót, bo w pogoni za Strażnikami oprócz Suwerennych wyruszają Łowcy, wśród których trwa rozłam oraz siostra Gomory.
W trakcie oglądania tego filmu targały mną różne myśli. Jednocześnie byłem zachwycony tym, jak bardzo moje oczy są rozpieszczane poprzez pięknie wizualnie kadry, a z drugiej strony fabuła była mocno poszarpana i momentami miałem wrażenie, że brakuje głównej linii fabularnej i nie widzę celu, w którym podążają bohaterowie. Po seansie nie mam już jednak takich wątpliwości. W innym gatunku tak luźne podejście do wgłębiania się w historię pewnie uznałbym za dużą wadę, ale w przypadku "Strażników Galaktyki" inne elementy bardzo umiejętnie i sprytnie zastępują braki w fabule, która była prosta i przewidywalna, czego można było się spodziewać. Wybór czarnego charakteru budzi moje wątpliwości, bo nie był on aż tak interesujący jak w części pierwszej, ale z perspektywy czasu uważam, że miał na celu uwydatnienie pewnych cech charakteru głównych bohaterów, a nie był nastawiony na rozwałkę i próbę sił. Szanuję taki wybór, bo to jest coś co wyróżnia go na tle ostatnich filmów sci-fi.
Tak jak wspomniałem, "Strażnicy Galaktyki Vol. 2" to absolutne uczta wizualna. Piękne, pastelowe i bardzo kolorowe kadry umilają seans, a jednocześnie nie jest to monotonne i nużące. Wszystko to dzięki konwencji, z której znana jest ta seria. Największe wrażenie zrobiły na mnie sceny na planecie Ego, gdzie ilość barw, baśniowa sceneria i artystyczne rozmycie zapierają dech w piersiach. Przygody Stara-Lorda są znane ze słynnych kaset, które mu zawsze towarzyszą i tutaj też się bez nich nie obyło. I znowu te piosenki mają swój urok, mają swoje uzasadnienie i po prostu pasują do stylistyki, w której wymyślono sobie nagrać Strażników.
Fabuła średnia? Co z tego? Bohaterowie znowu zachwycają, znowu śmieszą i znowu sami nadają charakter tej serii. Prawdziwym hitem drugiej części jest Mini - Groot. Niesamowite jak zwykłe zmniejszenie tej postaci, która cały czas wypowiada te same słowa, potrafi tak bardzo mnie rozbawić, rozczulić i sprawić, że ciągle chcę go oglądać i mu kibicować. Ta postać jest pięknie animowana, perfekcyjnie poprowadzona i pokazywana w idealnych momentach, gdzie najbardziej pasuje. W drugiej części ciężar ciętego dowcipu został przerzucony na Rocketa i ten niepozorny szop sobie z tym wyśmienicie poradził. Jestem fanem tej postaci i uważam, że stanowi on kluczową postać, obok Star-Lorda. Jego rozmowy z Peterem Quillem i Rootem są ciągle świeże, zabawne i przeprowadzane z takim pazurem, który sprawia, że nie mam dość i mogę oglądać ten film w nieskończonność, bez chwili znudzenia. Relacje między bohaterami są świetnie pokazane i oglądając "Strażników Galaktyki" odnoszę wrażenie, że poza planem cała ekipa bardzo dobrze się dogaduje, a to wszystko czuć później przy oglądaniu końcowego efektu. Zoe Saldana w roli Gomory sprawdza się ponownie i czuje się naturalnie jako zdystansowana córka Thanosa, a jej relacja z Peterem ma coś w sobie intrygującego i niedopowiedzianego, dzięki czemu nie jest przesadnie prosta i nudna. Bautista jako Drax też jest strzałem w dziesiątkę, bo jego przygłupi śmiech, specyficzny humor, trochę kwadratowa kreacja nadają postaci pewien niepowtarzalny charakter. Fajnym pomysłem było także zaangażowanie w rolę epizodyczną Sylvestra Stallone'a. Zobaczenie na ekranie swojego idola z dzieciństwa? Od razu lepszy humor i odbiór filmu, mimo że słynny Rambo pojawia się w tylko kilku scenach. Na deser zostawiłem sobie Chrisa Pratta i jego Star-Lorda. Tym razem jego kwestie komediowe zostały ograniczone do minimum, ale na rzecz dużo bardziej wartościowej tematyki. Bohater w trakcie swojej pogoni za poznaniem swojego biologicznego ojca uświadamia sobie wiele ważnych dla niego spraw. Najbardziej mi się właśnie spodobało to, że poprzez odjęcie trochę humoru z postaci Petera, w zamian przemyca się takie wartości jak poświęcenie, miłość, przyjaźń, rodzina czy szacunek do tradycji. Ten film to nie jest wydmuszka i jedynie pokaz pięknych efeków bez finezji, i duszy. Bardzo fajne i pożyteczne podejście do tematu.
"Strażnicy Galaktyki Vol. 2" nie tylko nie obniżył poziomu w porównaniu do pierwszej części, ale rozszerzył swój repertuar o nowe i wartościowe wątki, w których wszyscy odnaleźli się fenomenalnie. Jak widać po tej recenzji, najwięcej miejsca poświęciłem postaciom tego filmu i to jest kwintesencją tej serii. Nie historia, nie efekty (które są swoją drogą świetne), a relacje między bohaterami, genialne dialogi i gagi nadają temu filmowi tak dużo uroku, niekonwencjalnego i sytuacyjnego humoru. Parę rozwiązań fabularnych można było rozwiązać lepiej, ale pod koniec filmu zupełnie o tym zapomniałem, bo cały czas przewijały się w międzyczasie sceny zabawne, wzruszające i pouczające. Cieszy także, że pojawił się zapowiedź części trzeciej przygód tej szalonej gromadki, bo tak dobrego kina nigdy za mało, a jestem pewien, że również ona mnie nie zawiedzie i wniesie coś nowego do tej serii. To jest właśnie najlepsza rzecz w drugiej części "Strażników Galaktyki" - nie powiela pomysłów z części numer jeden. Ta sama tematyka, ci sami bohaterowie, podobna konwencja, a opowiedziana w zupełnie innym stylu. Świetny film!
Ocena: 8/10
Komentarze
Prześlij komentarz