Przejdź do głównej zawartości

Mumia - Recenzja


Niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nie wychował się na trylogii „Mumia”, która jest obowiązkową pozycją każdego fana fimów akcji. Od ostatniej części minęło już 9 lat, więc wiele osób, w tym ja, ostrzyło sobie apetyt na nową i odświeżoną odsłonę historii starożytnej mumii.

Na początek ustalmy sobie jedno. Powiązań ze wspomnianą trylogią nie ma praktycznie żadnych i „The Mummy” można traktować jako oddzielną historię. Nick Morton wyrusza do Iraku, by wykonać misję zwiadowczą i namierzyć terrorystów, ale przez przypadek, w wyniku bombardowania, znajduje grobowiec, który jest obiektem poszukiwań Jenny Halsey oraz Henry’ego Jekylla. Nie trzeba było długo czekać, żeby okazało się, że znalezisko nie należy do pospolitych i kryje mroczną tajemnicę z przeszłości.

Tak jak pisałem wcześniej, historia, postacie ani miejsce akcji w żaden sposób nie nawiązują do poprzednich trzech części Mumii. Niemniej jednak dało się odczuć ducha filmów z udziałem Frasera, bo mimo, że był on nastawiony na budowaniu klimatu niepewności, a może i nawet strachu, to w dialogach były przemycane linijki, przy których widz miał się rozluźnić i uśmiechnąć. Problem w tym, że ten zabieg na papierze jest analogicznie stosowany również w filmie z 2017 roku, ale wykonanie jest zgoła odmienne. Szczerze mówiąc, historia wymyślona na potrzeby „The Mummy” jest całkiem znośna, ma swoje uzasadnienie, nie ma dziur fabularnych i choć nie spowodowała, że zacząłem obgryzać paznokcie ze zdenerwowania, to kupiła moją uwagę. To już coś! Jednak to jedna z nielicznych zalet tego filmu. Przede wszystkim wspomniany humor wplątywany w kluczowe dialogi kompletnie się nie sprawdził. W pierwszych częściach Mumii miało to swój urok, odpowiednie wyczucie i wyróżniało to tę produkcję na tle innych, podejmujących tę tematykę. W „The Mummy” w momentach, gdy Tom Cruise próbował rzucić błyskotliwym tekstem, mogłem jedynie pokiwać głową z niedowierzaniem. Straciło to wszystko taką naturalność i wyszło po prostu komicznie, a to chyba nie było celem twórców. O ile w rozmowach Nicka i Jenny miało to swoje uzasadnienie i czasami bawiło, tak w przypadku scen z Ahmanet powodowało, że miałem wrażenie, jakbym oglądał kolejną część "Strasznego filmu", który jest parodią i przedstawia wydarzenia z autoironią. To najbardziej rzuciło mi się w oczy w trakcie seansu.. W kwestii mumii nie został wykorzystany potencjał, jaki drzemał w historii, która ciągnęła się za tą postacią. Mam wrażenie, że przez te humorystyczne wstawki zupełnie straciła na wiarygodności i nie udało się w najważniejszych momentach wywołać u widza nawet najmniejszego wrażenia grozy i strachu przed tą postacią. W pewnym momencie tego filmu miałem także wrażenie, że za dużo czasu skupia się na perypetiach Nicka Mortona, a na drugi plan zupełnie schodzi główna bohaterka. W środkowej części filmu tempo zupełnie opadło i mieliśmy kilka, dobrych minut stagnacji, które mocno odbiło się na moim zainteresowaniu i skupieniu. Zupełnie nie rozumiem dlaczego tak ciekawą postać jak Ahmanet potraktowano tak po macoszemu, gdy drzemał w niej tak ogromny potencjał. Oglądaliśmy ją na ekranie tylko wtedy, gdy w pobliżu znajdował się Tom Cruise. To zdecydowanie za mało.

Na początku pisałem, że „The Mummy” należy traktować jako oddzielny film, który nie ma nic wspólnego z trylogią sprzed lat. Teraz porównuję je i wytykam błędy najnowszej produkcji. Dlaczego? Bo historia jest inna, możliwości techniczne także, ale nie dało się nie zauważyć, że pewien format został zachowany. Pisałem już o humorze, ale wśród bohaterów mamy nieustraszonego faceta i poszukiwacza przygód, czyli Toma Cruise’a, mamy piękną panią archeolog, która kradnie serce swojemu kompanowi, a w tej roli widzimy Annabelle Wallis oraz pomocnika głównego bohatera, który podąża za nim krok za krokiem. Brzmi znajomo? Tom Cruise jest w tym filmie solidny, czyli ani nie powoduje momentów zażenowania ani nie powala na kolana swoją kreacją. Lubię Toma i mimo, że nie gra oscarowych ról, to w takim gatunku filmowym sprawdza się zazwyczaj dobrze. Annabelle Wallis urody odmówić nie można i choć jej roli w tym filmie już jutro nie będę pamiętał, to nie można jej dużo zarzucić, bo balansuje ona na granicy przeciętności. Mamy jeszcze tutaj smaczek w postaci występu Russella Crowe’a, ale w jego przypadku ciężko być mi obiektywnym, bo uwielbiam go w „Gladiatorze”, ale w pozostałych rolach mam wrażenie jakby grał ciągle tak samo, bez względu na charakter postaci, którą próbuje wykreować.

Paradoksalnie nie ma tutaj dużo scen z zaawansowanymi efektami specjalnymi i ma to swoje uzasadnienie, bo pozwala skupić się na całkiem znośnej historii, a nie na milionach błyskotek i fajerwerków, które mogłyby wyskakiwać co chwilę widzowi na ekranie. CGI jest więc poprawne i jak przymknie się oko na parę, typowych scen typu „green room”, to można czerpać dużą przyjemność wizualną przy oglądaniu „The Mummy”. Tytułowa mumia (Ahmanet) jest również pokazana poprawnie i choć sposób jej „odradzania” znamy już z oryginalnej wersji z 1999 roku, to pomysł na nią, i jej historię trafił do mnie. Na duży plus zasługuje zakończenie, bo było dość niespodziewane i łamiące pewne standardy tego gatunku filmów. Końcowa ocena to właśnie też duża zasługa finalizacji tej historii, bo gdy odrzucono te głupawe wstawki humorystyczne, klimat się zagęścił i dzięki temu z jeszcze większą uwagą oczekiwałem na kolejne sceny zakończenia. Szkoda, że przez cały czas trwania filmu nie udało się utrzymać takiego poziomu, bo cały czas mam wrażenie, że największym problemem tej produkcji było stanie w rozkroku między kinem typowo rozrywkowym ze scenami typu „Straszny film”, a klimatycznym filmem z elementami horroru, którego fragmenty tak bardzo spodobały mi się w zakończeniu.

"Mumia" nie jest filmem fatalnym, ale też daleko mu do miana bardzo dobrego. Dużo więcej przyjemności wyciągnąłbym z oglądania, gdyby postanowion na jeden gatunek, w którym powinien on pójść, od początku do końca. Czuć wyraźną inspirację trylogią sprzed lat, ale o ile tam sprawdziło się to dobrze, tak tutaj zupełnie wybiło mnie z rytmu oglądania. Tak jak pisałem wcześniej, historia jest stosunkowo ciekawa, efekty specjalne poprawne, a zakończenie satysfakcjonujące. Problem w tym, że cały wysiłek niweczy ten kopletnie niepasujący do całości humor w najważniejszych scenach, pikujące w dół tempo w środku filmu i niewykorzystany potencjał Ahmanet. Nie uważam, że staciłem czas oglądając "The Mummy", ale zdecydowanie nie postawię go obok słynnej już trylogii z lat ubiegłych. Forma podobna, ale wykonanie zupełnie inne i znacznie mniej zadawalające. Zakończenie uratowało moim zdaniem ten film przed ogromnym rozczarowaniem, bo w tym momencie jest produkcją po prostu przeciętną.


Ocena: 5,5/10


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Anihilacja - Recenzja

Filmy wypuszczane przez Netflix nie cieszą się dużą renomą. Najczęściej są one przerostem formy nad treścią, a szumne zapowiedzi i trailery są jedynie mydlaną bańką, która pęka przy pierwszym kontakcie z widzem. Czy z "Anihilacją" było podobnie?  Lena wyrusza w pięcioosobowej grupie zwiadowczej na teren, który objęty jest niezbadaną i niezrozumiałą przez nikogo, destrukcyjną siłą. Mąż głównej bohaterki wyruszył tam na misję, ale wrócił z niej dopiero po roku. Jednak jego zachowanie odbiega od normalnego, a Lena postanawia znaleźć odpowiedź na to, co jest tego przyczyną. "Anihilacja" zabiera nas do magicznego świata, pełnego gęstej roślinności, przepięknych kolorów i niespotykanych stworzeń. Po obejrzeniu tego filmu dostrzegam przede wszystkim mistyczną aurę, która krąży wokół tej historii. Stykamy się bowiem ze środowiskiem, które jest obce człowiekowi - przerażającym, ale jednocześnie intrygującym. Wszystkie emocje odczuwane przez bohaterów film udzie

Najlepsi i najgorsi - TOP filmów 2018

Końcówka każdego roku to zawsze czas podsumowań tego, co zdarzyło się w mijających 365 dniach. Choć wkroczyliśmy już w rok 2019, to do oficjalnego zamknięcia tego poprzedniego, potrzebowałem jeszcze przygotowania rankingu najlepszych i najgorszych produkcji w 2018 roku. Co się kryje pod nazwą najlepszy i najgorszy? Już tłumaczę. Takie zestawienia ze względu na nałożone na nie ramy najlepszego lub najgorszego, zawsze wzbudzają emocje u innych. Film, który jest dla mnie arcydziełem z oceną 10/10, dla innego może być potężnym rozczarowaniem, o którym chce jak najszybciej zapomnieć. Działa to również w drugą stronę. Nie ukrywam, że nie jestem krytykiem filmowym i nie mam wykształcenia w tym kierunku, które pozwoli mi stanowczo odradzić oglądania jakiejś produkcji lub wyśmiewania kogoś, kto ma inne zdanie. Robię to czysto hobbystycznie i będzie widać to po tym wpisie. Prawdopodobnie mój ranking będzie jedynym w swoim rodzaju, ale lubię czasami iść pod prąd. Pod pojęciem "n

Avengers: Wojna bez granic - Recenzja

W końcu! Nowa część Avengers zawitała do kin i jak można było się spodziewać po produkcjach Marvela, podbiła ona serca zarówno widzów, jak i krytyków. Film bije rekordy popularności i notuje fantastyczne wyniki finansowe. Czy kogoś jednak to szokuje? Mieliśmy już okazję zobaczyć dwie części Avengers, ale żadna z nich nie kumulowała tak dużo bohaterów, których znamy z filmów solowych. Tym razem przeciwko grupie superbohaterów stanął nie lada przeciwnik - Thanos we własnej osobie, który poszukuje Kamieni Nieskończonności. Mają mu one zagwarantować nieograniczone możliwości i pomóc w zaprowadzeniu porządku na świecie. Avengers za wszelką cenę starają się przeszkodzić mu w realizacji jego zadania. Filmy superbohaterskie zostały niejako zaszufladkowane pod kategorię typowych filmów akcji i wymaga się od nich głównie rozwałki, wybuchów i widowiskowych efektów specjalnych. Avengers dostarcza tego wszystkiego pod dostatkiem, ale nie powinno to nikogo dziwić w 2018 roku, w erze tak r