Tytułem wstępu chciałbym tylko poinformować o rozpoczęciu nowej serii na moim blogu, w której w dosłownie kilku zdaniach podsumuję swoje przemyślenia dotyczące danego filmu czy serialu. Nie zawsze mam aż tak dużo do powiedzenia, jak zazwyczaj, więc uważam, że taka forma przekazu będzie idealna dla ludzi, którzy lubią szybkie i zwięzłe wypowiedzi.
Długo zabierałem się za obejrzenie "Narcos". Słyszałem dużo pochlebnych opinii o tym serialu, a mimo to mijały kolejne miesiące, kolejne premiery sezonów i ciągle nie miałem ciśnienia na nadrobienie tych zaległości. Zabrałem się do tego zadania całkiem poważnie, bo praktycznie ciurkiem obejrzałem te 30 odcinków i zdążyłem sobie wyrobić jakąś opinię na ten temat. Myślę, że najbardziej sprawiedliwe będzie podzielenie tego serialu na dwie części: opowieści o Pablo Escobarze oraz historii kartelu z Cali. Z tego co czytałem na forach internetowych i portalach społecznościowych, to duża część widzów uważa sezon trzeci za najlepszy. Ja mam zupełnie odmienne zdanie w tej kwestii, bo niestety trochę się męczyłem przy opowieści o kartelu z Cali, który zupełnie nie wzbudził we mnie emocji. Bracia Rodriguez byli tak nijacy, nudni i przewidujący, że przez 75% trwania sezonu trzeciego, po prostu się nudziłem. Nie jest to wina tego, że historia jest źle opowiedziana, a role źle zagrane. Przyczyna jest prostsza - nic nie może przebić tego, co ten serial serwował w dwóch pierwszych odsłonach, opowiadających o Pablo Escobarze. Ta postać po prostu mówiła sama za siebie, a konsekwencje jego działań bardzo mocno odbijały się na wielu płaszczyznach fabuły i momentami powodowały odrazę do tego, jak daleko jest w stanie się posunąć, by osiągnąć ten cel. Pablo był również mocno niejednoznaczną postacią, bo kochał i dbał o swoją rodzinę, jak mało kto, jednocześnie będąc w stanie siać śmierć, strach i cierpienie wśród rywali. Po drugiej stronie barykady stoją bracia Rodriguez, których los był mi obojętny, a nawet z niecierpliwością czekałem na moment, gdy w końcu zostaną odsunięci od władzy.
Na ich korzyść przemawia wszystko - brutalność, budowanie emocji, lepiej zarysowane postacie drugoplanowe i sam Pablo, który kradł każdą minutę ekranową swoją charyzmą, nieprzewidywalnością i wybuchowością. W pierwszym i drugim sezonie, relacja Murphy'ego i Peny nadawała ciekawego, innego spojrzenia na konflikt w Medellin, czego zabrakło w sezonie trzecim, gdzie agent Pena nadal powodował, że mu się kibicowało, ale nie intrygowało to tak bardzo, jak wcześniej. Prezydent Gaviria swoją osobą również dodawał swoją cegiełkę do świetności tej historii, bo dzięki temu mieliśmy podgląd na wszystkie aspekty walki o władzę w Kolumbii - politykę, przemytników narkotyków i policję. Polityka została zupełnie zepchnięta w trzecim sezonie na bok, a wzrok widza został przerzucony na braci Rodriguezów, którzy nic ciekawego sobą nie prezentowali oraz na Jorge Selcedo, którego historia była wielką sinusoidą - raz wciskała w fotel, raz nużyła. Największą zaletą trzeciego sezonu "Narcos" są zdecydowanie postacie Pacho i Chepe Santacruza. Muszę przyznać, że sceny z ich udziałem śledziłem z wielkim zainteresowaniem i według mnie to oni ukierunkowali mój stosunek do kartelu z Cali, więc tym bardziej żałuję, że poświęcono im tak mało czasu.
"Narcos" to nadal świetny serial, pełen brutalności, której nie uświadczymy w wielu produkcjach, pełen genialnie zagranych postaci, ale jednocześnie nierówny, przepełniony kilkoma, niepotrzebnymi wątkami i skazany na ciągłe porównywanie do sezonów z Pablo Escobarem, które ustanowiły poziom odniesienia naprawdę wysoko. W prywatnym rankingu podobnych do tego serialu produkcji, nadal zdecydowanie przoduje "Gomorra", ale nie żałuję, że w końcu nadrobiłem "Narcos". Póki co ode mnie takie solidne:
Ocena: 8/10
Komentarze
Prześlij komentarz