Przejdź do głównej zawartości

Bright - Recenzja


Platformy internetowe, takie jak Netflix, coraz odważniej wchodzą na rynek filmowy i trzeba przyznać, że trudno temu się dziwić, bo po dużych sukcesach serialowych, zainwestowanie w wysokobudżetowe filmy było naturalnym ruchem. "Bright" to najświeższa produkcja Netflixa, która miała swoją premierę wczoraj, więc każdy, kto przeczyta tę recenzję, będzie miał okazję do skonfrontowania swojej opinii po obejrzeniu tej produkcji.

Film Davida Ayera opowiada nietypową historię, osadzoną w nietypowym świecie - współdzielonym przez ludzi, orków i elfów. Od pierwszej sceny poznajemy dwóch policjantów - Scotta Warda oraz Nicka Jakoby'ego, którzy mimo tego, że są partnerami, nie mogą znaleźć wspólnego języka z powodu różnicy charakterów między nimi oraz różnicy ras. Jednak ich niesnaski muszą odejść w zapomnienie, gdy świat znajduje się w niebezpieczeństwie po tym, jak dowiadują się o istnieniu tajemniczej różdżki.

Zacierałem ręce na myśl o obejrzeniu tego filmu, bo tematyka, niezła obsada i nazwisko reżysera zwiastowały całkiem przyjemną rozrywkę. Żeby nie przeciągać tego wstępu, muszę przyznać, że niestety ten film nie spełnił moich, wysokich oczekiwań. Przede wszystkim scenariusz nie nadążył nad wizją reżysera i scenarzysty, bo po seansie ciężko mi jest ocenić, jaki był cel nagrania "Bright". Film trwał 110 minut i przez cały czas trwania borykał się on z problemami z przynależnością gatunkową, bo elementy komediowe przeplatały się z elementami sensacyjnymi i akcyjnymi, ale zostało to przedstawione kompletnie bez stylu, co w trakcie oglądania powodowało tylko moją irytację. Will Smith miał stworzyć z Joelem Edgertonem duet ścierających się charakterologicznie postaci, podobnie jak w "Bad Boys", ale o ile tam było czuć tę chemię, tak tutaj ten zabieg do końca nie zagrał. Gagi i one-linery były przeplatane momentami, gdy historia była przedstawiana na poważnie, co niestety przełożyło się na wspomniany wcześniej konflikt gatunkowy. Osadzenie historii w magicznym świecie elfów i orków ma jak najbardziej sens i w niektórych scenach budziło to moje zainteresowanie, ale kompletnie nie zostało to wykorzystane na jego korzyść. Jak przeanalizuje sobie cały film, scena po scenie, to mam wrażenie, że jako widz zostałem włączony do tej historii kompletnie nieprzygotowany, w środku jej trwania. Nie ma przedstawienia zarysu fabuły, uargumentowania problemów między rasami i nie ma płynnego wprowadzenia widza w ten magiczny świat elfów. Można wręcz odnieść wrażenie, że trafiliśmy na całkiem niezły serial, którego jednak oglądamy dwa, ostatnie odcinki, a resztę sezonu Netflix zapomniał nam udostępnić. Tak jak pisałem wcześniej, otoczka fabularna wokół walki o różdżkę i klimat zadymionego miasta pełnego przemocy, na przestrzeni kilku scen były bardzo ciekawe i nietypowe, ale nie były osadzone naturalnie w historii, co przekuło się u mnie na wrażenie irytacji. Skąd to wrażenie? Walka między elfami, ludźmi i orkami o różdżkę była wręcz motywem przewodnim tego filmu, ale nikt właściwie nie pofatygował się, by jasno zasugerować: po co? Motywacje bohaterów, argumentacja ich działań i ciąg przyczynowo-skutkowy - żadnej z tych rzeczy nie uświadczycie w "Bright".

Trzeba pochwalić jednak kwestie techniczne tego filmu. Zrealizowany i zmontowany jest on fenomenalnie, co bardzo wspomagało oglądanie scen akcji, a efektowne zdjęcia Los Angeles pięknie opakowywały ponurą wizję miasta. Muzycznie również nie odbiega on od wszelkich norm, jakie powinien spełniać film akcji, a fani rapu powinni być szczególnie usatysfakcjonowani, bo można tutaj usłyszeć kawałki między innymi Logica i MGK. Efekty specjalne nie biją po oczach słabym CGI, ale w obecnych standardach filmowych nie jest akurat tutaj zaletą, bo nie powodują one uczucia zażenowania, ale także specjalnie nie zachwycają - po prostu są i nie przeszkadzają. Nie da się jednak odrzucić porównań do "Legionu Samobójców", bo można znaleźć wiele cech wspólnych obu tych produkcji. Podobna stylistyka, podobne rozwiązania scenariuszowe i podobne problemy przy oglądaniu, czyli brak stylu i pomysłu na rozwój postaci.
Ciężko oceniać mi natomiast obsadę "Bright", bo jestem fanem Willa Smitha i jego wcześniejszych dokonań, więc nie nazwałbym siebie obiektywnym recenzentem jego ról. Żałuję, że nie można oglądać go już w filmach pokroju "Siedem dusz" czy "W pogoni za szczęściem", ale Will ciągle ma magnetyczną charyzmę, którą pokazuje również tutaj. Wycisnął on chyba maksimum tego, co mógł zaoferować swojej postaci i choć nie jest to wybitna kreacja, to raczej winię za to przeciętny do bólu scenariusz, a nie Smitha. Zwolennikiem Joela Edgertona natomiast nigdy nie byłem, ale akurat tutaj nic na ten temat nie mogę powiedzieć, bo był on po prostu orkiem i spełnił swoją rolę. Razem z Willem Smithem utworzył duet, który nie był tak dobry jak ten w "Bad Boys", ale niektóre dialogi im zagrały się nieźle, a na mojej twarzy zagościł niewielki uśmiech (zawsze coś).

Jak widać, stoję gdzieś po środku w przypadku oceny "Bright", bo wizualnie ten film jak najbardziej się broni, historia miała ogromny potencjał, a świat magii, elfów i zaklęć jest czymś nietuzinkowym, ale akurat tutaj zostało to kompletnie położone. Nie zostały przedstawione żadne relacje, tarcia czy historie ras pokazanych w tym filmie, więc jaki jest sens pchania ich do filmu osadzonego w takim świecie? Nie ma w tym żadnego smaku, wyczucia i klimatu - wszystko zostało wyczyszczone z możliwości wyrobienia sobie zdania o danej frakcji. Fanom Willa Smitha i niekonwencjonalnych światów mogę polecić ten film, by wyrobić sobie o nim zdanie, a reszta może to zobaczyć na własną odpowiedzialność. Świat i oprawa wizualna bardzo mi odpowiadały, ale reszta rozczarowała mnie niewiarygodnie. "Bright" to film o magicznym świecie, który nie ma w sobie żadnej magii. Paradoks, nieprawdaż? 

Ocena: 5/10

Komentarze

  1. Cześć ;)
    Nie oglądałem filmu, ale przeczytałem recenzję, choć chcę odnieść się głównie do tego, co napisałeś na początku. Netflix robi dobre seriale, z tym nie ma co dyskutować, bo wystarczy rzucić kilkoma przykładami. Są to przemyślane produkcje z dobrym scenariuszem i ciekawą obsadą - zwykle nieznani aktorzy mają szansę się wybić, bo twórcy dają im szansę i za to należy się dodatkowy szacunek dla Netflixa.

    Nie jest tajemnicą, że sukces odnoszą tylko wizjonerzy, którzy nie boją się podjąć ryzyka, a Netflix takie ryzyko podejmuje za każdym razem. Przykład? Proszę - Stranger Things odrzucone przez 15 stacji telewizyjnych, bo twórcy chcieli skupić serial wokół postaci dzieci. Netflix podjął ryzyko i wygrał tę partię szachów z innymi kolosami.

    Możliwe, że na rynku filmowym stanie się tak samo, ale tutaj konkurencja jest mocniejsza - Universal Studio, Warner Bros, Disney. Są różne możliwości, a te 3 stacje mają przede wszystkim ogromne pieniądze i wpływy. Co prawda trudnią się głównie odgrzewaniem starych kotletów, ale to zawsze ma wzięcie.

    Ciekawy jestem, co zrobi Netflix, ale zapowiada się nieźle, bo oni zawsze mają świeże pomysły. Trzymam kciuki za stację i za rozwój Twojego bloga.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Anihilacja - Recenzja

Filmy wypuszczane przez Netflix nie cieszą się dużą renomą. Najczęściej są one przerostem formy nad treścią, a szumne zapowiedzi i trailery są jedynie mydlaną bańką, która pęka przy pierwszym kontakcie z widzem. Czy z "Anihilacją" było podobnie?  Lena wyrusza w pięcioosobowej grupie zwiadowczej na teren, który objęty jest niezbadaną i niezrozumiałą przez nikogo, destrukcyjną siłą. Mąż głównej bohaterki wyruszył tam na misję, ale wrócił z niej dopiero po roku. Jednak jego zachowanie odbiega od normalnego, a Lena postanawia znaleźć odpowiedź na to, co jest tego przyczyną. "Anihilacja" zabiera nas do magicznego świata, pełnego gęstej roślinności, przepięknych kolorów i niespotykanych stworzeń. Po obejrzeniu tego filmu dostrzegam przede wszystkim mistyczną aurę, która krąży wokół tej historii. Stykamy się bowiem ze środowiskiem, które jest obce człowiekowi - przerażającym, ale jednocześnie intrygującym. Wszystkie emocje odczuwane przez bohaterów film udzie

Najlepsi i najgorsi - TOP filmów 2018

Końcówka każdego roku to zawsze czas podsumowań tego, co zdarzyło się w mijających 365 dniach. Choć wkroczyliśmy już w rok 2019, to do oficjalnego zamknięcia tego poprzedniego, potrzebowałem jeszcze przygotowania rankingu najlepszych i najgorszych produkcji w 2018 roku. Co się kryje pod nazwą najlepszy i najgorszy? Już tłumaczę. Takie zestawienia ze względu na nałożone na nie ramy najlepszego lub najgorszego, zawsze wzbudzają emocje u innych. Film, który jest dla mnie arcydziełem z oceną 10/10, dla innego może być potężnym rozczarowaniem, o którym chce jak najszybciej zapomnieć. Działa to również w drugą stronę. Nie ukrywam, że nie jestem krytykiem filmowym i nie mam wykształcenia w tym kierunku, które pozwoli mi stanowczo odradzić oglądania jakiejś produkcji lub wyśmiewania kogoś, kto ma inne zdanie. Robię to czysto hobbystycznie i będzie widać to po tym wpisie. Prawdopodobnie mój ranking będzie jedynym w swoim rodzaju, ale lubię czasami iść pod prąd. Pod pojęciem "n

Avengers: Wojna bez granic - Recenzja

W końcu! Nowa część Avengers zawitała do kin i jak można było się spodziewać po produkcjach Marvela, podbiła ona serca zarówno widzów, jak i krytyków. Film bije rekordy popularności i notuje fantastyczne wyniki finansowe. Czy kogoś jednak to szokuje? Mieliśmy już okazję zobaczyć dwie części Avengers, ale żadna z nich nie kumulowała tak dużo bohaterów, których znamy z filmów solowych. Tym razem przeciwko grupie superbohaterów stanął nie lada przeciwnik - Thanos we własnej osobie, który poszukuje Kamieni Nieskończonności. Mają mu one zagwarantować nieograniczone możliwości i pomóc w zaprowadzeniu porządku na świecie. Avengers za wszelką cenę starają się przeszkodzić mu w realizacji jego zadania. Filmy superbohaterskie zostały niejako zaszufladkowane pod kategorię typowych filmów akcji i wymaga się od nich głównie rozwałki, wybuchów i widowiskowych efektów specjalnych. Avengers dostarcza tego wszystkiego pod dostatkiem, ale nie powinno to nikogo dziwić w 2018 roku, w erze tak r